„Stałam i dygotałam – całym ciałem, duszą, sercem”. Anna Kupiecka o diagnozie i leczeniu raka piersi

2025-03-06 10:26

Rak piersi to najczęstszy nowotwór złośliwy diagnozowany u kobiet. W Polsce co roku odnotowuje się około 18 tysięcy nowych przypadków, a zachorowalność systematycznie rośnie. Na szczęście dzięki postępowi medycyny skuteczność terapii stale się poprawia. W kolejnym odcinku "Gadaj Zdrów" gościem Filipa „Rudego” Antonowicza była Anna Kupiecka, prezeska Fundacji OnkoCafe.

Gadaj Zdrów: Rak Piersi

Najgorszy prezent urodzinowy

U Anny Kupieckiej nowotwór zdiagnozowano w dniu jej 43. urodzin, podczas rutynowego badania USG. Nie spodziewała się wyniku, z jakim wróciła do domu.

„To były moje 43. urodziny. Rano, jak zawsze, zalogowałam się do systemu i zaczęłam pracę. O dziewiątej poszłam na badanie – USG, potem mammografia. Wróciłam, usiadłam do tego samego laptopa i napisałam do mojej szefowej: Ja się już wylogowuję i nie wiem, kiedy wrócę do pracy. I to było wszystko” – wspomina.

Diagnoza nowotworu to zawsze szok, ale usłyszenie jej w dniu urodzin wydaje się wręcz okrutnym zrządzeniem losu. Chwila, w której musiała wylogować się z pracy, była jednocześnie momentem, gdy jej dotychczasowa rzeczywistość nagle się zatrzymała. Rutynowe badanie zamieniło ten dzień w początek najtrudniejszej walki w jej życiu.

„Ja po prostu się poddałam...”

Po diagnozie rozpoczęło się leczenie, które okazało się trudniejsze, niż mogła przypuszczać. Wyniszczające cykle chemioterapii odbierały jej siły, a samo wejście do szpitala budziło ogromny lęk.

„Kiedy nadszedł czas na czwarty wlew chemioterapii, nie miałam już siły. Po trzecim mój organizm był skrajnie wyczerpany – nie tyle chorobą, bo guz, choć duży, nie był rozsiany, ale samym leczeniem. Byłam chuda, zbyt chuda. Chemioterapia osłabiała mnie psychicznie i fizycznie do granic możliwości. Przed izbą przyjęć stałam i dygotałam – całym ciałem, duszą, sercem. Nie mogłam otworzyć drzwi, nie mogłam wejść do rejestracji i powiedzieć dzień dobry, a potem przejść na oddział. Próbowałam, ale nogi mnie nie niosły. W końcu poszłam do mojej lekarki, błagając o przesunięcie wlewu. Tłumaczyłam, że nie dam rady, że czuję, jakby ta chemia miała mnie zabić. Ale odroczenie było możliwe tylko w przypadku wskazań klinicznych, nie dlatego, że pacjentce się nie podoba. Nie chodziło o to, że mi się nie podobało – po prostu nie mogłam. Nie mogłam przekroczyć tych drzwi.

Wyszłam i poszłam do domu. Położyłam się do łóżka i przez trzy dni leżałam, czekając na śmierć. Nie piłam, żeby nie musieć chodzić do łazienki. Gdy już musiałam, czołgałam się. Poddałam się” – opowiada.

Choroba to nie tylko walka z nowotworem, ale też z własnym ciałem i psychiką, które stopniowo odmawiają posłuszeństwa. Dla Anny Kupieckiej chemioterapia stała się prawdziwym testem wytrzymałości – fizycznej i emocjonalnej. Strach, wycieńczenie i poczucie bezsilności sprawiły, że w pewnym momencie po prostu nie była w stanie kontynuować leczenia. To nie była kwestia wyboru, lecz skrajnego wyczerpania, które odebrało jej resztki sił.

Koleżanki z pola bitwy – wzajemne wsparcie podczas leczenia

Mimo wsparcia najbliższych Anna Kupiecka czuła się samotna i niezrozumiana. Nie chciała obciążać swojej rodziny swoimi emocjami. Wtedy postanowiła założyć na Facebooku grupę o nazwie Fakraczki, gdzie poznała kobiety, które – tak jak ona – walczyły z nowotworem.

„Bez Fakraczek bym nie dała rady, a one beze mnie też nie – wspierałyśmy się nawzajem w najtrudniejszych momentach. Moje leczenie trwało dwa lata, to były dziesiątki wizyt w szpitalu, wlewy chemioterapii, badania, osłabienie, ból. Nie chciałam obciążać rodziny swoimi emocjami, więc znalazłam oparcie w innych pacjentkach. Tak powstała nasza grupa – miejsce, w którym mogłyśmy mówić wszystko, bez filtrów, bez udawania. Gdy inni spali, my pisałyśmy do siebie w środku nocy, wspierałyśmy się w bólu, w strachu, w śmiechu przez łzy. Niektóre z nas nie doczekały lepszych czasów, ale dzięki tej społeczności nikt nie był sam. To była nasza linia frontu, a my – koleżanki z pola bitwy” – mówi.

Dzięki Fakraczkom Anna i inne kobiety znalazły siłę, by walczyć – nie tylko z chorobą, ale także z samotnością, lękiem i bezradnością. Ich grupa stała się czymś więcej niż miejscem wsparcia – była prawdziwą linią frontu, na której razem stawiały czoła nowotworowi. Choć nie wszystkie doczekały lepszego jutra, ich przyjaźń, wzajemna troska i zrozumienie pozostawiły trwały ślad. Bo w tej walce nikt nie powinien być sam.

To doświadczenie stało się impulsem do stworzenia fundacji, która zrzesza pacjentów onkologicznych, by nikt więcej nie musiał zmagać się z chorobą w samotności.

Jak wyglądały początki fundacji? W jaki sposób Anna Kupiecka pomagała innym na oddziale? Dlaczego nazywano ją „najgorszą pacjentką”? Tego dowiecie się z odcinka.