"Dlaczego to tyle trwało". Jak uwolnić się od narcyza i uniknąć toksycznej relacji?
"Chcąc utrzymać wyidealizowany obraz siebie, [narcyz] nie może przyznać, że zdarza mu się mylić lub popełniać błędy. Musi więc znaleźć kogoś, kto przyjmie odpowiedzialność za wszystko, co pójdzie nie tak, i wdrożyć mechanizmy, które pozwolą mu oskarżyć drugą osobę o jego własne wpadki tak, by wypadło to równie wiarygodnie w oczach tej osoby, co w jego własnych".
![Dlaczego to tyle trwało. Jak uwolnić się od narcyza i uniknąć toksycznej relacji?](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-PWBP-PEzp-Wh2b_dlaczego-to-tyle-trwalo-jak-uwolnic-sie-od-narcyza-i-uniknac-toksycznej-relacji-664x442.jpg)
"Dlaczego to tyle trwało?". To pytanie bardzo często zadają sobie osoby, które po zakończeniu relacji z narcyzem zaczynają nabierać dystansu do swojej historii. Mają wrażenie, że obudziły się z koszmarnego snu, i zastanawiają się, dlaczego dopiero teraz. Anne Clotilde Ziégler daje odpowiedzi rzucające światło na tę bolesną zagadkę. Pomaga tym osobom pogodzić się z przeszłością i odbudować własną tożsamość po toksycznej relacji.
Książka stanowi wnikliwą analizę strategii manipulacyjnych stosowanych przez drapieżcę i wyjaśnia, dlaczego tak trudno wyrwać się z jego szponów. Wskazuje także czułe punkty ofiary, które czynią ją podatną na celowe działania narcyza, i jest źródłem cennych wskazówek ułatwiających wyjście z zastawionej przez niego pułapki.
Analiza i zrozumienie tego, co właściwie się wydarzyło, stanowią klucz pozwalający zamknąć ten rozdział życia i uniknąć podobnej sytuacji.
Ta książka przyniesie ulgę wszystkim ofiarom narcystycznych manipulatorów, które nie są ani słabsze, ani bardziej neurotyczne od innych – po prostu wpadły w sidła. Wyjście ze zniewolenia, jakim jest toksyczna relacja, to długi i trudny proces, ale jest to walka, którą warto stoczyć.
Anne Clotilde Ziégler to psychoterapeutka z ponadtrzydziestoletnim doświadczeniem. W swojej praktyce łączy analizę transakcyjną, terapię Gestalt, wywiad skoncentrowany na kliencie, psychoanalizę jungowską oraz komunikację bez przemocy. Autorka książki Jak się bronić przed narcyzem. Uwolnij się z toksycznych relacji w domu, pracy i wśród znajomych (Wydawnictwo RM 2024).
Fragment książki zamieszczamy poniżej.
![Jak się bronić przed narcyzem.](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-iHg7-L3gp-hWHg_jak-sie-bronic-przed-narcyzem-664x0-nocrop.jpg)
Bo pozwalam podawać się w wątpliwość. Projekcja i odwracanie kota ogonem
Narcyzm drapieżcy jest tak wybujały, bo jest kruchy – i tak kruchy, bo jest wybujały. Chcąc utrzymać wyidealizowany obraz siebie, drapieżca nie może przyznać, że zdarza mu się mylić lub popełniać błędy. Musi więc znaleźć kogoś, kto przyjmie odpowiedzialność za wszystko, co pójdzie nie tak, i wdrożyć mechanizmy, które pozwolą mu oskarżyć drugą osobę o jego własne wpadki tak, by wypadło to równie wiarygodnie w oczach tej osoby, co w jego własnych. Pozwoli to jego narcyzmowi wyjść z sytuacji bez szwanku…
Co więcej, drapieżca może się przy tym dowartościować kosztem kogoś innego – gdy sam jest już przekonany, że to ta druga osoba zawiniła lub popełniła błąd, może jeszcze ją oceniać i przyjąć zaszczytną postawę oburzonego krytyka. Jako że ten manewr niesie mu wiele korzyści, wkłada w niego mnóstwo energii.
To zawsze moja wina – wpływ odwracania sytuacji na niekorzyść ofiary
Głównym działaniem strategicznym jest więc odwracanie sytuacji (popularnie zwane odwracaniem kota ogonem) lub projekcja, które mają zasugerować, że winę za dane niepowodzenie lub problem ponosi druga osoba, choć w rzeczywistości to narcyz jest za nie odpowiedzialny. Odnajdujemy tu owo: „To nie ja, to ty”, „Kto się przezywa, sam się tak nazywa” i resztę logiki rodem z podwórka. W dorosłym życiu odwracanie kota ogonem jest często znacznie mniej śmieszne – to nie dewiant jest zawistny, to druga osoba jest zbyt bogata, zbyt piękna lub zbyt inteligentna albo też za dobrze jej się powodzi, więc narcyz ma prawo ulegać zazdrosnej wrogości („Ten gwałt to nie moja wina, to ona mnie sprowokowała”).
Kusi nas, by stwierdzić, że skoro słowa drapieżcy są fałszem, a ponadto rozumuje on tak pokrętnie, to ofiara to dostrzeże i odrzuci jego oskarżenia. Rzeczywistość jednak okazuje się dużo bardziej złożona. Początkowo ofiara oburza się i sprzeciwia, ale narcyz broni się energicznie, gdyż gra toczy się dla niego o wysoką stawkę (chodzi o utrzymanie fundamentalnej równowagi psychicznej). Urządzane przez niego dantejskie sceny ostatecznie na długi czas zniechęcają ofiarę do zaprzeczania mu. Toteż uczy się nic nie mówić, a nawet dla świętego spokoju brać na siebie nie swoją odpowiedzialność.
Następnie, wskutek zwodniczych argumentów drapieżcy i napięcia emocjonalnego, do którego prowadzi jego brutalne i szybkie odwracanie sytuacji, u ofiary mogą wystąpić: złość („Przesadza, to nie ja”), rozpacz („Znów się wścieknie i czekają nas całe godziny albo całe dnie fochów”), obawa („Boję się o swoją integralność cielesną”) – aż w końcu zaczynają się w nią wsączać wątpliwości („A co, jeśli on ma rację?”). Intensywne emocje nie pozwalają trzeźwo myśleć.
Po jakimś czasie ofiara jest zagubiona, skołowana i robi to, co robią wszyscy ludzie, gdy czują się zagubieni: zamiera w bezruchu. I zostaje.
Wpędzanie w poczucie winy i zawstydzanie – dwie fundamentalne techniki odwracania sytuacji i ich skutek
Sposoby, do jakich ucieka się narcyz, aby odwrócić sytuację, są liczne i nie da się sporządzić ich wyczerpującej listy. Kreatywność ludzka nie zna granic – tak w przypadku dobrych, jak i złych rzeczy. Możemy jednak wskazać najczęstsze mechanizmy.
To moja wina – obwinianie
Obwinianie w ramach logiki odwracania kota ogonem polega na znalezieniu przez drapieżcę jakiegoś zarzutu wobec ofiary i użycie go dla wyjaśnienia własnego błędu: „Zrobiłem to z twojej winy”. Jeżeli więc drapieżcy nie wyjdą naleśniki, to dlatego, że chwilę wcześniej ofiara go zdenerwowała, prosząc o sięgnięcie po miskę, albo dlatego, że nie kupiła odpowiedniej mąki. Jeśli narcyz wpadnie do jeziora, wchodząc na łódkę, to dlatego, że go nie ostrzegła i nie przytrzymała łódki tak, jak powinna. Jeżeli przy parkowaniu uszkodził błotnik, to dlatego, że nie powiedziała mu o słupku…
Poczucie winy to córka empatii – dzięki zdolności postawienia się na miejscu drugiej osoby możemy sobie wyobrazić, że niektórymi działaniami mogliśmy ją skrzywdzić. Pod tym względem jest niezbędne, bo stanowi sygnał ostrzegawczy, skłaniający nas do wzięcia odpowiedzialność za nasze czyny. Niestety, poczucie winy to kierunek, który wszyscy obieramy zbyt łatwo przez siłę przyzwyczajenia. Jest to zatem także łatwy do uruchomienia mechanizm – skarga jednej osoby wzbudza, jakby automatycznie, poczucie winy u drugiej.
Te koleiny przyzwyczajenia biorą swój początek w religiach abrahamowych, które naznaczyły naszą kulturę – historia ludzkości miałaby się zacząć od grzechu pierworodnego, a nosicielstwo byłoby wpisane w nasz byt. To nie najlepiej wróży na przyszłość! Poczucie winy wypływa również, co zresztą logiczne, z wychowania, np.: jedząc mus, dziecko sprawia mamie przyjemność, a nie jedząc go, sprawia jej przykrość – więc je nawet wtedy, gdy nie jest już głodne… i przyzwyczaja się do obarczania siebie odpowiedzialnością za satysfakcję drugiej osoby, zwłaszcza tej, która jest dla niego ważna.
Dlatego, choć rzadko jesteśmy odpowiedzialni za nieszczęście drugiej osoby (co mogę poradzić na to, że ktoś rani sam siebie, postrzegając jakiś ułamek mnie i dopowiadając sobie do niego historię?), mamy skłonność czuć się za nie winni. Drapieżca zaś nie przestaje zapewniać ofiary, mniej lub bardziej subtelnie, że jest winna wszystkiemu, łącznie z jego nieustannym brakiem satysfakcji. A ona przez większość czasu to przyjmuje, po czym staje na uszach, by udźwignąć swoją rzekomą odpowiedzialność i postąpić tak, by narcyz poczuł się lepiej.
Wskazywanie ofiary jako odpowiedzialnej za wszystko stawia ją w pozycji wszechmocy, stanowiącej jedynie projektowane na nią odzwierciedlenie psychicznego świata narcyza.
Jest też inny powód, poza zwykłym przyzwyczajeniem, który sprawia, że ofiara dobrowolnie i przez długi czas się na to godzi: jeżeli jest winna, to znaczy, że ma jakiś udział w swojej niedoli, a zatem może coś na nią poradzić. Licząc na poprawę, zrobi więc wszystko, by zadowolić drapieżcę. Ma nadzieję, że otrzyma wreszcie od niego „(…) z ziem, gdzie nie pada deszcz, pereł deszczu sznur”. Będzie pracować nad sobą. Po prawi komunikację. Zastosuje się do tego, co piszą na temat związków we wszystkich książkach o rozwoju osobistym, co radzą rozmaici znawcy – od coacha po koleżankę. Przecież to wszystko jest takie oczywiste…
Wierząc w możliwość uzyskania poprawy, zostaje i czeka, by drapieżca ją rozgrzeszył i uznał, że są kwita.
Gdy patrzę na siebie jego oczyma, jest mi wstyd – zawstydzanie
O ile poczucie winy dotyczy tego, co dana osoba robi, o tyle wstyd dotyczy jej samej, tego, kim jest, i co stanowi jej kwintesencję (lub zostaje w ten sposób przedstawione przez zawstydzającego) – i oznacza odrzucenie tego, kim jest.
Wstyd to ogromnie toksyczne uczucie, które przychodzi, gdy zostaniemy wystawieni na spojrzenie innej osoby (lub grupy osób) oceniającej, czy to, kim jesteśmy, odpowiada temu, co ona uznaje za dobre i zasługujące na szacunek (według jej normy). Ten osąd może przybrać upokarzającą formę drwiny, ciętych uwag, pogardliwego spojrzenia, nieżyczliwych – mniej lub bardziej powtarzalnych – przytyków (aż po dręczenie), wykluczenia lub symbolicznej degradacji (np. usunięcia ze stowarzyszenia lub pozbawienia praw obywatelskich).
Wstydzić się to czuć się naznaczonym piętnem niesławy i niegodności, czuć się osobą mniejszej wartości lub wręcz persona non grata za to, kim się jest. Człowiek, jako zwierzę stadne, postrzega takie odrzucenie jak wyrok.
Krytyczne spojrzenie może być rzeczywiste (ktoś lub jakaś grupa osób faktycznie przygląda się zawstydzonemu) lub uwewnętrznione (zawstydzony wyobraża sobie, że jest widziany). Wstyd przychodzi w różnych okolicznościach:
- gdy zostanie się przyłapanym na niedopasowaniu do norm grupy (nie mamy odpowiednich ubrań, właściwego samo- chodu, postawy ciała, dobrych opinii itp.);
- gdy zostanie się zobaczonym w okolicznościach, w których nie spodziewało się być oglądanym, w których, inaczej niż w czyjejś obecności, nie kontroluje się swojego wizerunku społecznego (kiedy zostanie się zaskoczonym w łazience albo w toalecie, gdy uświadomi się sobie, że ktoś jest w biurze lub w kuchni, kiedy dłubie się w nosie lub gdy się głośno puściło bąka itp.);
- gdy zostanie się powstrzymanym w połowie gestu płynącego prosto z serca (np. dziecko, którego mama nie zwraca żadnej uwagi na ofiarowywany jej obrazek, albo zakochany, który zostaje brutalnie spławiony);
- gdy zostanie się ocenionym w chwili, w której okazuje się swoją kruchość (np. podczas zwierzeń lub aktu seksualnego, gdy opuści się gardę);
- gdy wskutek czyjegoś wtargnięcia zostanie się postawionym w momencie kruchości lub bezpruderyjnego obnażenia – po to, by zostać zobaczonym, osądzonym lub wyśmianym (jednym słowem – upokorzonym).
Przeżycie wstydu, ogromnie toksyczne, wywołuje pragnienie ukrycia się – po to, by nie być już wystawionym na spojrzenie drugiej osoby (chęć zapadnięcia się pod ziemię) – albo wręcz śmierci…