Uzależnienie od amfetaminy: jak mogę pomóc przyjaciółce? [Porada eksperta]
Moja 23-letnia przyjaciółka od jakiś 10 miesięcy bierze amfetaminę. Jej przerwy w ciągu tych 10 miesięcy trwają 2-3 dni, nie więcej, można powiedzieć, że codziennie jest pod wpływem. 2 tygodnie nie brała, mówiła że rzuci i tylko skończyło się na obietnicach. Nie wiem, co mam robić. W ciągu ostatnich 2 miesięcy naciąga znajomych na pieniądze, wpada w furię, kiedy nie ma pieniędzy, jak i wtedy, kiedy ich nie dostaje. Mówi, że nic jej nie zostało, że jest brzydka, że nie będzie już taka, jak kiedyś, że nikomu nie zależy na niej (brak kontaktu z rodziną, mimo prób odnowienia relacji), widzi ludzi których nie ma, którzy niby ją śledzą, boi się wychodzić. Ewentualnie wieczorem, żeby też nikt jej nie widział, bo uważa, że wszyscy się na nią patrzą. Stawia znajomym, co chcą, mimo tego że oni ani razu jej nie pomogli, sama dzwoni do nich, żeby spędzić z nimi czas. Ale ma świadomość tego, że oni ją tylko wykorzystują i nie rozumiem czemu nadal to robi! Nie ma pracy, własnego kąta, bo mieszka z jakimś chłopakiem u niego w domu. Żadnych dochodów, oprócz tego, co uda jej się zdobyć oszukując ludzi i kradnąc. Jej kartoteka jest bogata: zakład poprawczy, 5-miesięczny wyrok w więzieniu, po którym jak wyszła, było dobrze tylko pół roku. Bardzo chcę jej pomóc, bo widzę że mimo tego wszystkiego ona chce jeszcze żyć normalnie. Ale nie wiem, jak ją nakłonić do jakiegoś leczenia. Do jakich instytucji ją zaprowadzić, by to wszystko dało jakiś skutek? Nie wiem, od czego zacząć.
Z uzależnieniem i osobą uzależnioną bardzo trudno jest współpracować (jeżeli mogę tak to nazwać). Nie można komuś pomóc, jeśli sam nie chce tej pomocy! Trudno jest namówić kogoś - nawet najlepszego przyjaciela - na terapię. Myślę, że takie sprawy wymagają czasu i dojrzałości do podjęcia takiej decyzji. Każda osoba uzależniona na różnym etapie swego życia podejmuje próbę leczenia się z nałogu. Jedna osoba zaczyna się leczyć - kiedy traci prawo jazdy, a inna - kiedy traci rodzinę.
Nie jest dobre to, że ludzie pożyczają twojej koleżance pieniądze na narkotyki. Takie zachowanie sprzyja jej uzależnieniu. Uzależnionego bardzo trudno jest zrozumieć, gdyż żyje on w ciągłych mechanizmach uzależnień, które poprzez terapię w ośrodku rozbraja się. Dobrze, aby jej rodzice i rodzeństwo dowiedziało się o jej problemie, gdyż to oni mogą najwięcej zdziałać, np. wnieść sprawę do sądu o przymusowe leczenie. Mogą też namówić córkę na spotkania grup Anonimowych Narkomanów lub udział w terapii w oddziale dziennym dla narkomanów, np. Monar.
Myślę także, że bardzo jest pani zaangażowana w problem pani koleżanki, proszę zastanowić się nad tym dlaczego tak się dzieje? Jaki jest tego powód? Może i w pani życiu była podobna sytuacja, ktoś był uzależniony z pani bliskiego środowiska i ma pani żal do siebie, że nie była pani w stanie jej pomóc? Takie zachowania, czyli nadkontrola i nadopiekuńczość wymaga terapii.
A czy pani koleżanka prosiła panią oficjalnie o pomoc? Pisała pani, że chce się leczyć, iść na terapię? Bo z tego, co zrozumiałam to inicjatywa jest raczej po pani stronie... A tak nie może być... Proszę porozmawiać z jej rodzicami i rodzeństwem o jej uzależnieniu, bo to oni są za nią odpowiedzialni, a nie pani. To oni powinni podjąć odpowiednie kroki po wcześniejszej rozmowie z nią. Jedyne, co może pani zrobić, to wspierać ją w wychodzeniu z nałogu, jeżeli podejmie taką decyzję, i porozmawiać z jej rodzicami, reszta należy do nich. Proponuję poszukać w Internecie grup dla Anonimowych Narkomanów w waszym mieście, poradni Monar lub stacjonarnego ośrodka Monar i podzielić się tymi informacjami z zainteresowaną i jej rodziną (tyle jeżeli pani zrobi, to i tak bardzo dużo). Jeszcze jedno - to od nas zależy jak chcemy przeżyć swoje życie, to my dokonujemy wyborów, nie można żyć za kogoś - trzymam kciuki.
Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza.
Inne porady tego eksperta