Duży, wystający brzuszek u niemowlaka był objawem rzadkiej choroby. Dzięki dociekliwości rodziców nie doszło do tragedii
Dziś Brydee jest szczęśliwą siedmiolatką, która ma za sobą ciężką walkę z rzadką chorobą. W okresie niemowlęcym bardzo często chorowała. Jej mama chodziła z nią od lekarza do lekarza, żeby dowiedzieć się, dlaczego jej córka ma tak słabą odporność. To, czego się dowiedziała, nie chciałby usłyszeć żaden rodzic. Okazało się, że jej pociecha cierpi na młodzieńczą białaczkę mielomonocytową. Lekarze dawali dziewczynce 50 proc. szans na przeżycie.
Brydee jako niemowlę była bardzo chorowita i od urodzenia musiała być pod opieką lekarzy. Gdy skończyła 6. tygodni, zmagała się z bólem związanym z pojawieniem się pleśniawek w buzi. Są one oznaką słabej odporności dziecka lub wynikiem niewłaściwej higieny jamy ustnej. Jej mama mówiła, że trudno było wyleczyć te bolesne białawe plamki. Później dziewczynka kilka razy musiała być hospitalizowana z powodu zapalenia oskrzeli lub oskrzelików.
Zrobili wszystko, by ich córka wygrała z chorobą
Jak Brydee już nieco podrosła, rodziców zaniepokoił wygląd jej brzuszka – był wzdęty i wypukły. Pielęgniarki próbowały ich uspokoić, wyjaśniając, że dziewczynka po urodzeniu ważyła ponad cztery kilogramy, więc jest to całkiem naturalne zjawisko i z czasem miało to wrócić do normy. Niestety tak się nie stało.
Stan Brydee nie ulegał poprawie, więc lekarze musieli wykonać jej badanie USG brzuszka. Złe przeczucia rodziców się ziściły. Dowiedzieli się, że ich 5-miesięczna pociecha cierpi na rzadką chorobę, jaką jest młodzieńcza białaczka mielomonocytowa (JMML). Jest ciężką białaczką, która atakuje przeważnie dzieci do 4. roku życia. Lekarze dawali dziewczynce 50 proc. szans na przeżycie.
Od momentu usłyszenia diagnozy zaczęła się walka o życie malutkiej Brydee. Musiała przejść bardzo intensywne leczenie – co noc podawano jej leki, następnie była poddana chemioterapii podtrzymującej. Do szpitala rodzice przywozili ją co trzy tygodnie przez osiem miesięcy. Spędzała w nim zwykle tydzień.
Przeszczep szpiku uratował jej życie
Mając zaledwie 18 miesięcy, Brydee przeszczepiono szpik kostny i od tego czasu nie potrzebuje już chemioterapii. Dzięki intuicji i uporowi rodziców ta historia zakończyła się szczęśliwie. Udało się uratować życie dziewczynce. Dziś ma siedem lat i jest szczęśliwym dzieckiem. Ma jedno wielkie marzenie - chce zostać w przyszłości lekarzem.
Brydee jako niemowlak stoczyła walkę z groźną chorobą. Zastosowana w okresie niemowlęcym terapia spowodowała skutki uboczne. Najprawdopodobniej dziewczynka w wieku siedmiu lat może przejść okres dojrzewania, a w wieku 20 lat doświadczyć wczesnych objawów menopauzy z powodu przebytego leczenia hormonalnego. Rodzice, myśląc o przyszłości Brydee, zadecydowali, gdy pobrano jej duży fragment jajnika i zamrożono. Dziewczynka miała wówczas 10 miesięcy.