Zdecydował się na operację w Turcji, bo chciał zaoszczędzić. 25-latek nie przeżył, jego matka ostrzega
Ta operacja miała otworzyć przed nim zupełnie nowe możliwości i stać się przepustką do lepszego życia. Niestety, zakończyła się tragicznie. 25-letni Joe Thornley skusił się na operację, która kosztowała ułamek ceny, jaką za taki zabieg musiałby zapłacić w Wielkiej Brytanii. Przypłacił to życiem.
Nadwaga i otyłość to obecnie olbrzymi problem w większości krajów - w państwach Unii Europejskiej żaden kraj nie radzi sobie z epidemią otyłości. W Wielkiej Brytanii jest podobnie: z danych NHS, czyli odpowiednika naszego NFZ wynika, że w tym kraju problem jest wyjątkowo palący. Jak pokazują raporty WHO, kraj ten ma drugi najwyższy - po Malcie - odsetek otyłych dorosłych w regionie europejskim.
Chciał oszczędzić, wybrał zabieg w Turcji
Jedną z takich osób był 25-letni Joe Thornley. Ważący 139 kg mężczyzna pracował jako budowlaniec. Chciał schudnąć, a jedną z opcji, jaką poważnie brał pod uwagę, była operacja bariatryczna, konkretnie - zabieg rękawowej resekcji żołądka, polegający na wycięciu dużej jego części. Pojawiły się jednak problemy: w brytyjskich szpitalach zabieg taki wymaga długich przygotowań, pacjenci są rygorystycznie dobierani, a po zakwalifikowaniu na listę dość długo muszą poczekać na operację. W dodatku muszą za nią sami zapłacić, a taki zabieg kosztuje, w przeliczeniu na złotówki, ok. 55 tys. zł.
Mężczyzna uznał, że szybciej i taniej wykona zabieg za granicą. Ostatecznie zdecydował się na Turcję - konkretnie na klinikę Medicana Bahcelievler w Stambule. O zabiegu, który wyceniono na 16,5 tys. zł - a więc na mniej więcej jedną trzecią sumy, jaką musiałby wyłożyć w Wielkiej Brytanii - 25-latek powiedział rodzinie dzień wcześniej. W założeniu wszystko miało trwać niespełna tydzień: w poniedziałek mężczyzna miał się pojawić w klinice, a w piątek ją opuścić.
Operacja zakończyła się zgonem. Matka ostrzega przed turystyką medyczną
Zabieg - jak relacjonowała jego zrozpaczona matka w rozmowie z The Sun - co prawda odbył się w ustalonym terminie, jednak poza tym nic nie poszło zgodnie z planem. Niedługo po operacji mężczyzna skontaktował się z rodzicami i narzekał, że "bardzo go boli". Nie odzywał się przez dwa następne dni - rodzice sądzili, że to z powodu rekonwalescencji.
Jednak kilka dni później w pracy jego matki Julia pojawiła się policja z informacją, że syn nie żyje. Zadzwonił do niej również chirurg z kliniki z informacją, że syn miał atak serca. Akt zgonu wystawiony w Turcji wskazywał przyczyny naturalne, jednak sekcja zwłok, którą przeprowadzono jakiś czas później pokazała, że prawda była zupełnie inna: w miejscu zabiegu doszło do krwotoku wewnętrznego, który był bezpośrednią przyczyną zgonu.
Zdruzgotana matka podejrzewa, że przyczyną problemów były "braki w edukacji" tureckich medyków i ostrzega wszystkich, by nie korzystali z turystyki medycznej - nie wiadomo, czy na swojej drodze nie spotkają niedouczonych lekarzy. Kobieta podejrzewa również, że jej syn nie był wystarczająco monitorowany po operacji - mimo, że klinika wyglądała profesjonalnie i miała dobre recenzje.
- Teraz nie mogę przestać myśleć o wszystkich innych ludziach, którzy chcą unieść pośladki lub poprawić coś na swojej twarzy - mówi cytowana przez The Sun kobieta. - Mam nadzieję, że każdy, kto rozważa taki zabieg, przeczyta, co nam się przydarzyło i nie zlekceważy tego.