Żanna chce tylko, żeby dzieci zapomniały o życiu w schronie. “Jesteśmy wdzięczni, że możemy czuć się bezpiecznie”
Od 49 dni trwa nieprzerwany konflikt w Ukrainie. Po ludobójstwie w Buczy media mówią o kolejnych zbrodniach popełnionych przez armię rosyjską. Rosjanie używają bomb kasetowych, aby zabić jak najwięcej Ukraińców. Trzy rodziny uchodźców opowiedziały o swoich wojennych doświadczeniach, obecnej sytuacji i planach na przyszłość.
Wśród uchodźców z Ukrainy są osoby, które ukraińskiego pochodzenia nie mają, ale kraj ten jest im bardzo bliski z wielu powodów. Taką osobą jest Żanna, która urodziła się w Rosji, ale ma męża Ukraińca oraz dwójkę dzieci, które są obywatelami tego kraju.
- Przyjechaliśmy z obwodu kijowskiego. Mieszkaliśmy w wiosce 13 km pod Kijowem. 8 lat temu przyjechaliśmy tam z Doniecka. Mój mąż jest obywatelem Ukrainy. Urodził się w Doniecku. Moje dzieci też się tam urodziły. Sasza, córka, miała półtora roku, kiedy zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia Doniecka przez wojnę, którą wtedy (w 2014 roku) rozpoczęła Rosja - wspomina kobieta.
Obecnie dla Żanny najważniejsze jest, aby jej dzieci zapomniały o mieszkaniu w schronie, odgłosach spadających bomb i przesiedleniu. Jak podkreśla kobieta, ma nadzieję, że szybki powrót do domu.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni ludziom, którzy nas przyjmują, za to, że możemy się tu czuć bezpiecznie, nie musimy słuchać wybuchów, nie wstajemy w nocy na alarm i nie musimy się chować w schronie. Przez tydzień żyliśmy w warunkach wojennych. Jesteśmy wdzięczni Polakom - podkreśla.
Dla wielu osób, takich jak Żanna bariera językowa zamyka drogę do wykonywania zawodu, który znają. Mimo że Polska boryka się z niedoborem specjalistów w sektorze medycznym i z powodzeniem mogłaby zatrudniać fachowców ze wschodu, wciąż podjęcie pracy przez uchodźców nie jest takie proste.