W krakowskim szpitalu urodziły się pięcioraczki. Głos zabrała szczęsliwa mama
Takie narodziny zdarzają się raz na 52 mln ciąż. W Krakowie na świat przyszły pięcioraczki. Co ciekawe, na noworodki w domu czeka siedmioro rodzeństwa. O tym cudzie narodzin powiedzieli rodzice gromadki na konferencji prasowej zorganizowanej przez krakowski szpital.
Pięcioraczki przyszły na świat 12 lutego po godzinie 14:00 w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Trzy dziewczynki i dwaj chłopcy urodzili się przez cesarskie cięcie w 28 tygodniu ciąży.
"Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose oraz Arianna Daisy ważą od 710 do 1400 gramów i mierzą ok. 40 centymetrów każdy" - napisano we wpisie umieszczonym na stronie szpitala.
Mama była pod opieką personelu z Oddziału Położnictwa i Perinatologii pod kierownictwem prof. Huberta Hurasa. Lekarze na konferencji ujawnili, że dziewczynki po urodzeniu oddychały same, natomiast chłopcy na początku musieli być wentylowani mechanicznie. Na szczęście ich stan się znacznie poprawił, obecnie oddychają samodzielnie, z lekką pomocą przepływu tlenu.
Na pięcioraczki czeka w domu siedmioro rodzeństwa
Świeżo urodzona gromadka nie jest jedynymi potomkami pani Dominiki. Jak sama zdradziła, jest również mamą dzieci w wieku 10 i 12 lat, 7-letnich bliźniaków, 4-letnich bliźniaków oraz 10-miesięcznego dziecka. Dla rodzeństwa narodziny pięcioraczków było szokiem.
- Dzieci nie od razu wiedziały o pięciorgu rodzeństwa, na początku powiedzieliśmy im o trójce. Nie chcieliśmy ich przerażać ani żeby poszły do szkoły i zaczęły rozpowiadać takie rewelacje. Wczoraj powiedzieliśmy im o dodatkowym dwojgu rodzeństwa i bardzo się ucieszyły - powiedziała pani Dominika.
Mama pięcioraczków poród zniosła dobrze i jest szczęśliwa, choć oczywiście martwi się o swoje dzieci. W końcu to nie mała gromadka. Jak sama mówi, emocje są różne.
- Jest strach, oczywiście, o dzieci, o to, jak to będzie, ale jest to coś, co nie jest dane każdemu. Raz na 52 mln. Będąc matematykiem, bardzo lubię takie statystyki. Większą szansę mamy wygrać w totka, niż posiadać taką gromadkę - mówi z uśmiechem.
Mimo ogromu obowiązków, pani Dominika, wraz z mężem, tworzą udaną rodzinę. Swojego partnera poznała podczas emigracji w Wielkiej Brytanii. Jednak 6 lat temu para wróciła do Polski, gdzie kupiła dom i skupiła się na wychowywaniu dzieci na łonie natury.
- Jak się ma odpowiednie nastawienie, to naprawdę możliwe jest szczęśliwe życie z taką gromadką - podkreśla mama. Co ciekawe, oboje z mężem są aktywni zawodowo i łączą wychowywanie dzieci z pracą.
Pani Dominika jednocześnie chwali swojego męża, który podczas jej pobytu w szpitalu, dzielnie zajmuje się pozostałymi pociechami.
- Teraz mąż musiał radzić sobie sam przez 10 tygodni z dziećmi, więc duże brawa dla niego - mówi.