Światło w moich rękach. Dr Beata Sterlińska-Tulimowska
Zawsze uśmiechnięta, życzliwa, ciekawa drugiego człowieka, ale nie ciekawska. Profesjonalna, perfekcyjna, ale i niezwykle skromna. Beata Sterlińska-Tulimowska, ginekolog, kobieta, którą zafascynowały możliwości jakie daje laser, zwłaszcza w leczeniu nietrzymania moczu i ginekologii estetycznej.
Beata Sterlińska-Tulimowska była równie dobra z przedmiotów humanistycznych, jak ze ścisłych, przejawiała zdolności artystyczne i muzyczne. I chociaż do końca nie wiedziała, jaką drogę zawodową wybierze, medycynę poważnie rozważała. – Wyboru pomogli mi dokonać rodzice, którzy uważali, że medycyna daje ogromne możliwości rozwoju osobistego, ale też jest konkretnym zawodem – opowiada.
Maturę w renomowanym warszawskim liceum im. S. Batorego zdała bez problemów. Niestety, zabrakło kilku punktów i na medycynę nie została przyjęta. – To był dla mnie ogromny szok – wspomina. – Do tej pory wszystko szło doskonale, a tu nagle... bęc. Nie jestem taka dobra? Zmobilizowałam się jednak i następnego roku zdałam z 8. wynikiem. Same studia to był dla mnie czas sukcesów. Uczyłam się z pasją. Dostałam stypendium naukowe. Czego więcej chcieć?
U świętej Zofii
Na jeden ze staży Beata Sterlińska trafiła do warszawskiego szpitala ginekologiczno-położniczego im. św. Zofii.
Dlaczego ginekologia? Przecież jeszcze w czasie studiów po zajęciach w oddziale ginekologicznym oznajmiła rodzicom, że nigdy nie będzie ginekologiem, bo to specjalizacja, która bardzo się jej nie podoba.
– Być może ten szpital mnie zaczarował – mówi. – Urzekli mnie ludzie, atmosfera, wielka dbałość o pacjentki. Imponowało mi, że nikt z personelu nie pokrzykuje, że są szanowane. To w świętej Zofii przekonałam się, że bez empatii, bez zrozumienia pacjentek, ich lęków, obaw, czasem też dramatów nie można dobrze wykonywać swojej pracy. Polubiłam tę pracę i zostałam na 10 lat. Im więcej wiedziałam, im bliżej poznawałam ginekologię, tym bardziej byłam nią zachwycona. Wykonywanie zabiegów, operacji, cesarskich cięć sprawiało mi wielką przyjemność. Dużo operowałam i szło mi bardzo dobrze. Kiedyś jeden z anestezjologów, który był przy cesarskim cięciu, zapytał mnie tonem, w którym wyczułam uznanie: "Jak długo to robisz?". Odpowiedziałam, że kilka miesięcy. Popatrzył z niedowierzaniem. Położne też mnie chwaliły. Często powtarzały, że wszystkie brzuchy po moim cesarskim cięciu goją się doskonale, a blizny są prawie niewidoczne.
Na swoim
– Kiedy miało przyjść na świat moje drugie dziecko, zrezygnowałam z pracy w szpitalu – mówi szczerze. – Chciałam mieć więcej czasu dla dzieci i rodziny. Ale z zawodem nie zerwałam. Rozwinęłam praktykę prywatną, którą prowadzimy razem z moim mężem, Jackiem Tulimowskim. To mi daje dużą wolność, niezależność, co wcale nie oznacza, że jest mniej pracy. Myślę, że pracując na własny rachunek, trzeba się bardziej starać. Nie ma się za kogo schować, nie można powiedzieć "to nie ja, to kolega". Z drugiej strony praca we własnym gabinecie pozwala dzielić czas między zawodową pasję a rodzinę, która jest dla mnie niezwykle ważna. Mąż, dzieci, rodzice, wspólne posiłki, długie rozmowy, wspomnienia, których dzieci chętnie słuchają – to bezcenne chwile pozwalające docenić piękno i wartość życia i tak po prostu cieszyć się nim.
Zamiast skalpela laser
– Praca w swoim gabinecie ma dobre i złe strony – mówi Beata. – Mogę sama decydować o tym, ile godzin pracuję i kiedy, co pozwala mi być z mężem i dziećmi, gotować dla nich... Ale są też ograniczenia – nie operuję, nie asystuję przy porodach, co postrzegam jako utratę części frajdy z wykonywania mojego zawodu. Trochę za tym tęskniłam i chyba z tej tęsknoty – i nie ukrywam, że za namową męża – zainteresowałam się wykorzystaniem laserów w ginekologii. Zresztą to właśnie mąż stale zachęca mnie do zdobywania nowych umiejętności, wiele podpowiada, stara się o dobry wizerunek gabinetu. Ale sama też szukam innowacji...
Początkowo pracowała na laserze biostymulacyjnym i dwutlenkowo-węglowym, obecnie wykorzystuje laser erbowo-yagowy. – Po przestudiowaniu fachowej literatury dowiedziałam się, że daje on wielkie i nowe możliwości leczenia – wyjaśnia. – W 2012 roku zaczęłam wykorzystywać laser do leczenia nietrzymania moczu oraz w ginekologii estetycznej. Szybko okazało się, że osiąga znaczne sukcesy w tej dziedzinie. Poproszono ją o przygotowanie cyklu wykładów dla lekarzy zainteresowanych terapiami ginekologicznymi z wykorzystaniem laserów.
Dwa lata temu została szkoleniowcem firmy Fotona, światowego lidera w produkcji laserów, a rok temu – wykładowcą Laser and Health Academy.
– Ale najważniejsze jest to, że mogę pomagać kobietom – podkreśla. – Jest wiele metod walki z nietrzymaniem moczu, wiele się o tym mówi, lecz wciąż za mało, bo ogromna liczba kobiet zmaga się z tym problemem i nawet z ginekologiem nie rozmawiają o tym. Obecnie wraz z prof. Janiną Markowską z Kliniki Ginekologii Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu pracujemy nad standardami leczenia pacjentek z nietrzymaniem moczu, atrofią pochwy, które mają za sobą leczenie onkologiczne. To wielkie wyzwanie, bo do tej pory niewiele można było zaproponować tym kobietom.
Lekarzem. Uwielbiam swoje pacjentki. Nie pokrzykuję na nie, nie pouczam, a rozmawiam, wyjaśniam,
proponuję. Staram się, aby były zadowolone z mojej pracy, ale też zadowolone ze swego życia. Cieszę się, że mogę im w tym pomóc.
Lubię „Alchemika” Papo Coelho, "Egipcjanina Sinuhe" Miki Waltariego, a ostatnio jestem pod wrażeniem książki Haruki Murakamiego "Norwegian Wood". Chciałabym mieć więcej czasu na czytanie, na delektowanie się książką, ale przy trójce dzieci jest dużo pracy.
W pierwszych latach pracy największy wpływ na mnie miał prof. Janusz Kretowicz. Muszę też wspomnieć prof. Jana Zielińskiego, ginekologa-onkologa, który w czasie stażów specjalizacyjnych nauczył mnie szczególnego, ciepłego podejścia do chorej kobiety.
Uczciwość wobec pacjenta. Profesjonalizm i takie zorganizowanie opieki, aby widzieć człowieka, a nie tylko jego przypadłość.
Starać się zawsze pomóc pacjentowi.
Nie widzę siebie w innej roli.
Wracam do domu i spędzam czas z dziećmi i rodziną. Pijemy razem herbatę i rozmawiamy.
Uczciwa.
Nieuczciwości, niechlujstwa, nieuctwa.
Gdy jestem z rodziną, bo to ona daje mi siłę. Jestem szczęśliwa, gdy mogę wyjść do ogrodu, poczytać, oglądać świat oczami moich dzieci i widzieć, że są szczęśliwe.