Suplementy, fale elektromagnetyczne, głodówka? Pytamy lekarza, co nas faktycznie odmłodzi
Ekscentryczny milioner Bryan Johnson rozpala powszechną wyobraźnię i znajduje naśladowców. Któż bowiem nie chciałby żyć wiecznie, najlepiej w doskonałym zdrowiu i formie nastolatka? Biohacking to już biznes o światowym zasięgu, z którego chcą coś uszczknąć i ci, którzy nie mogą wydać na siebie milionów. Tak się da?
Dr Robert Chmielewski jest znanym lekarzem medycyny, chirurgiem, specjalistą medycyny estetycznej, członkiem Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging oraz Polskiego Towarzystwa Lekarskiego.
Sporo osób kojarzy go jako eksperta w programach telewizyjnych poświęconych cofaniu czasu i urodzie. Jest konsultantem i szkoleniowcem w międzynarodowych koncernach farmaceutycznych i kosmetologicznych.
To prekursor pro-agingu w Polsce, bo popiera i tworzy innowacyjne metody terapeutyczne, które pozwalają uzyskać naturalne efekty odmładzania. Jak podkreśla, w jego opinii lepsza jest "rozświetlona, zdrowa twarz z naturalnie wygładzonymi, pojedynczymi, szlachetnymi zmarszczkami" niż "polerowana i szlifowana twarz zombie, która może się przyśnić".
Uznaliśmy, że to właściwy ekspert do oceny poczynań 47-letniego Bryana Johnsona, który chce oszukać czas i żyć wiecznie.
Eliza Dolecka, "Poradnik Zdrowie": Ile ma pan lat, Doktorze, jeśli wolno spytać?
Dr Robert Chmielewski: No pewnie, 58.
Świetnie się Pan trzyma, w takim razie!
- Bardzo dziękuję. Robię, co mogę, ale w granicach zdrowego rozsądku. Staram się dobrze zjeść, chociaż ostatnio to dobre jedzenie wyszło mi trochę bokiem i przytyłem. Teraz muszę się więcej poruszać, żeby wrócić do pełni formy.
Tylko natura, czy może jednak jakieś nowoczesne wspomaganie?
- Staram się być wizytówką swojej firmy, więc korzystam także z zabiegów medycyny estetycznej. Uważam, że dbanie o siebie jest ważne zarówno ze względów zawodowych, jak i osobistych. Korzystam z kilku metod, które pomagają mi utrzymać zdrowy i młody wygląd. Przede wszystkim, regularna mezoterapia igłowa, aby dostarczyć skórze niezbędnych składników odżywczych i utrzymać ją w dobrej kondycji.
Stosuję też peelingi chemiczne, bo pomagają w odświeżeniu i regeneracji skóry. Sporadycznie sięgam po botoks, by zredukować zmarszczki mimiczne oraz po kwas hialuronowy dla subtelnego modelowania konturów twarzy.
Te zabiegi pozwalają mi nie tylko dbać o wygląd, ale również testować i oceniać efektywność metod, które potem rekomenduję swoim pacjentom. Taka praca.
A co Pan sądzi o patentach na długowieczność Bryana Johnsona?
- To chyba bardziej pytanie do psychiatry niż do mnie. Ten gość chce żyć wiecznie.
Co w tym złego?
- Do celu dąży obsesyjnie, z brakiem poszanowania dla podstawowej wiedzy: jesteśmy zaprogramowani, by umrzeć i trzeba się z tym pogodzić. Musielibyśmy skutecznie przejąć władzę nad naszym kodem genetycznym, a na to się szybko nie zanosi.
Ale przecież można sobie przedłużyć życie?
- Oczywiście, że tak i wiele rzeczy w tym pomaga. Jeśli jednak jesteśmy zaprogramowani na śmierć w dość młodym wieku, wciąż niewiele można na to poradzić. Długość życia nadal zależy głównie od genetycznego szczęścia. Istotne, by ten czas optymalnie wykorzystać i bezsensownie go nie skracać. Tylko tyle.
Zobacz także: 5 nawyków, które niszczą ci skórę
Johnson twierdzi, że się poświęca dla dobra ludzkości, bo z jego doświadczeń skorzystają inni...
- A jaką wartość dla nauki mają obserwacje na jednym króliku doświadczalnym, jak sam o sobie mówi? Nasze osobnicze reakcje na określone warunki i czynniki nie mogą być automatycznie przenoszone na innych. Nie jesteśmy takimi matrycami.
Czyli wszystko, co robi Johnson, jest bez sensu? Nie działa?
- Ależ skąd, działa. Wiele z metod, które stosuje, znanych jest od lat i ma udowodnione działanie. Zachowajmy jednak umiar, jako ludzkość, w ocenie tego, co wiemy o sobie, funkcjonowaniu naszego organizmu i każdej komórki. Wciąż jesteśmy jak dzieci we mgle, które po omacku szukają odpowiedzi i w zasadzie niczego nie wiedzą na pewno. Możemy co najwyżej próbować i zakładać, że mamy rację.
To po kolei: dieta wegańska, w dodatku głodówka od 11. w południe. Dobry pomysł?
- Skoro ten człowiek dobrze się z tym czuje, wytrzymuje na takiej diecie, ma prawidłową wagę i parametry zdrowotne, to oznacza, że dla niego to dobre rozwiązanie, przynajmniej na ten moment. Trzeba słuchać swojego organizmu. Każdemu czasem dobrze robi odpoczynek od jedzenia, chociaż zazwyczaj nie taki skrajny.
Dlaczego na ten moment? Myśli pan, że Bryan Jonhson jeszcze przeprosi się z inną dietą?
- Nie wykluczam, skoro jego lekarze twierdzą, że robią to, co działa. Dieta, która nam służy w danym momencie, zależy od wielu zmiennych: naszego wieku, aktualnej aktywności fizycznej, ale nawet pory roku, klimatu, w którym żyjemy. I znowu znaczenie mają geny. Są osoby, których organizm świetnie toleruje brak zwierzęcego białka, ale także takie, które nie będą bez niego dobrze działać.
Trzeba też brać pod uwagę, że nawet ktoś, kto regularnie przechodzi masę badań, może przegapić moment, w którym robi dla siebie coś, co w przyszłości wcale nie wyjdzie mu na zdrowie. Trudno uchwycić chwilę, w której czegoś już mamy za mało lub z czymś przesadziliśmy. Potrzeba trochę pokory wobec tego, co człowiek naprawdę może przewidzieć i sprawdzić.
54 tabletki dziennie - potrzebujemy tylu suplementów?
- Skoro Bryan Johnson nie je normalnych posiłków, to zapewne musi się tak ratować. Substancji niezbędnych organizmowi i takich, które podejrzewamy o pozytywny wpływ na nasze ciało jest naprawdę sporo. Tu znowu wskazany jest jednak umiar i zdrowy rozsądek. Można choćby przesterować układ immunologiczny. Wspierać go tak intensywnie, że się rozleniwi i w efekcie system się posypie.
Jeszcze leczenie światłem niebieskim, podczerwienią, falami elektromegnetycznymi...
- Wszystko to może nam pomagać i może zaszkodzić. Promienie słoneczne pobudzają naszą odporność, podczerwień aktywizuje procesy gojenia, fale elektromagnetyczne okazują się skuteczne nawet w walce z najgroźniejszymi nowotworami. Kluczowa jest jednak dawka, a także świadomość niepewnych konsekwencji w dłuższej perspektywie czasu. W przypadku pacjenta z glejakiem wykorzystywanie odpowiednich fal do niszczenia komórek nowotworowych ma sens, bo chory nie ma wyjścia, realnej perspektywy wieloletniej. U osoby zdrowej lepiej się zastanowić nad tym, co będzie za 20-30 lat czy nawet szybciej. To jak z nieracjonalnymi dietami. Są takie, które przynoszą szybko oczekiwany rezultat, ale efekt jo-jo nie jest tym, czego pragniemy.
Czyli nic nie robić? W nic nie wierzyć?
- Ależ skąd. Mieć otwartą głowę. Cieszyć się życiem. Zachować umiar. Nie ma wątpliwości, że otyłość szkodzi, bo dowodzą tego statystyki i obserwacje od pokoleń, a nie wątpliwy eksperyment jednego człowieka, który jeszcze na tym zarabia. Nie ma wątpliwości, że ci, którzy nie uprawiają sportu, z wiekiem stają się mniej sprawni.
Mnie osobiście nie interesuje tylko tu i teraz, ale także to, co będzie się działo z ciałem pacjenta za powiedzmy 10-20 lat. Jestem zwolennikiem medycyny pro-aging zdecydowanie dłużej niż jest to modne. Działania pronaturalne i profizjologiczne to nowość w medycynie estetycznej, ale też w chirurgii ogólnej. Mnie są bliskie od wielu lat. Jeszcze przed studiami zainteresowałem się medycyną chińską i japońską czy terapią manualną. Uważam za bezcenne inspiracje z całego świata – zarówno najnowocześniejsze osiągnięcia, jak i czerpanie z tradycji.
W latach 90. ubiegłego wieku, gdy zaczynałem pracę jako lekarz POZ czy w szpitalu, takie myślenie zahaczało niemal o szarlatanerię, szamanizm. Dziś to powoli standard w najnowocześniejszych ośrodkach na świecie.
Stale szukam odpowiedzi, jak lepiej żyć i lepiej wyglądać na każdym etapie życia i dzielę się tą wiedzą z innymi. Zalecam jednak dystans w tym dążeniu do dłuższego i lepszego życia, by nie zatracić jego sensu. Ważne są emocje, przyjemności, bliskość, przyjaciele i nie wolno tego poświęcić dla potencjalnie wydłużonego bycia wśród żywych.