SOR to nie przychodnia, tam umierają ludzie. Dr Fiałek: "Jak mam nie spać po nocach, to przyjmę człowieka"
Kiedy widzimy nadjeżdżającą na sygnale karetkę, wiemy, że ktoś walczy w niej o życie. Zwalniamy, zatrzymujemy się, tworzymy korytarze życia. Szpitalny Oddział Ratunkowy to także miejsce, w którym ratuje się życie, ale nie postrzegamy go już w ten sam sposób. SOR to nie przychodnia. Za drzwiami oddziału ktoś może toczyć walkę o to, co najważniejsze - życie.
- Niektórzy pacjenci myślą, że jeżeli w poczekalni nikogo nie ma, to personel pije kawkę, ale tak nie jest. Biorąc numerek, nie zobaczymy, że za ścianą personel medyczny i pomocniczy stoją nad pacjentem, bo akurat reanimacja nie przyniosła efektu – podkreśla lek. Bartosz Fiałek, specjalista reumatologii, a także Zastępca Dyrektora ds. Medycznych w Szpitalu w Płońsku, który spędził na dyżurach w ramach SOR tysiące godzin.
Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) to miejsce stworzone z myślą o pacjentach potrzebujących pomocy w nagłych stanach zagrożenia zdrowia lub życia. Mimo to wiele osób decyduje się pójść na SOR w znacznie mniej niebezpiecznych przypadkach. Choć czasami widzimy pustą poczekalnię, to nie jest przychodnia, a za drzwiami oddziału ktoś może umierać.
Lecz to tylko kulisy, których nie widać, a to, co niewidoczne, pozostawia pole do domysłów.
Kulisy pracy na SOR
Zapytaliśmy eksperta, jak Szpitalny Oddział Ratunkowy wygląda od kuchni. Lekarz zaznacza, że w jego szpitalu realizuje się podwójne dyżury w SOR. W ramach nich działa pion zabiegowy, w którym specjaliści zajmują się ranami, urazami, krwawieniami do przewodu pokarmowego itp. Natomiast drugi z pionów - zachowawczy - zajmuje się wszystkim innym, czyli pacjentami z dusznością, bólem w klatce piersiowej, z podejrzeniem udaru mózgu, zapaleniem płuc, innymi infekcjami itd.
Będąc w SOR, nie widzimy także tego, że lekarz zaczynający dyżur medyczny, może mieć kilku pacjentów z poprzedniej doby. – Szczerze? Rzadko się zdarza, żeby lekarz przejmował dyżur bez pacjentów. Czasami jest to kilka osób, z którymi trzeba porozmawiać, które należy zbadać i zrealizować zalecenia, czasami skonsultować dany przypadek albo przekazać pacjenta do innego szpitala. Zdarza się, że schodząc z dyżuru, przekazuję kolejnych pacjentów dla lekarza, który dopiero go zaczyna – wyjaśnia dr Fiałek.
Szpitalne Oddziały Ratunkowe również dotykają braki kadrowe. W efekcie w oddziale może nie być wystarczającej liczby osób do pracy, a nawet gdy są, to praca jest ciężka i niezwykle obciążająca.
Dyżury medyczne są różne. Najczęściej całodobowe, ale zdarzają się też zmiany dwunasto- i szesnastogodzinne.
To, co niezmienne, to fakt, że personel medyczny SOR musi być zawsze w trybie gotowości. - Jesteśmy ludźmi, powinniśmy zjeść obiad, napić się wody, mieć możliwość skorzystać z toalety, ale najczęściej zdarza się tak, że jemy zimne posiłki, nie mamy czasu pójść do łazienki, bo zwyczajnie brakuje na to czasu – dodaje Bartosz Fiałek.
Dlaczego na SOR są kolejki?
Bezradność, zbyt długi czas oczekiwania do lekarza specjalisty, a może brak wyobraźni? Zdaniem eksperta kolejki na polskich SOR-ach to wynik dwóch czynników. Pierwszym z nich jest wada systemu opieki zdrowotnej. - Polski system opieki zdrowotnej funkcjonuje naprawdę źle w niektórych zakresach. Ludzie nie mogą dostać się odpowiednio szybko do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) czy do lekarzy ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS) – tłumaczy lekarz.
Bezradny pacjent - z terminem wyznaczonym za rok - martwi się o swoje zdrowie, bo jego boli już, dzisiaj, albo walczy z jakimś objawem od kilku tygodni i chciałby dowiedzieć się, co jest tego przyczyną. – Niestety, w Polsce kolejki do lekarzy mierzy się miesiącach i latach, a np. w Czechach, nie wspominając o Holandii albo Krajach Skandynawskich, mierzy się w dniach i miesiącach. Ci pacjenci często myślą, że jak pójdą do SOR, to uzyskają szybszą diagnostykę swoich przewlekłych dolegliwości, na którą musieliby czekać kilka miesięcy, a niekiedy nawet i ponad rok - dodaje specjalista.
Drugą kwestią, na jaką zwraca uwagę ekspert, jest brak edukacji zdrowotnej. - Ludzie czasami nie wiedzą, że stan, którego doświadczają, to problem kwalifikujący się do zaopatrzenia w placówce nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej (NIŚOZ). Nie są świadomi tego, że ich dolegliwości wymagają wizyty u lekarza specjalisty w ramach ambulatoryjnej opieki zdrowotnej, a nie w SOR. Że zwyczajnie mogą poczekać – dodaje reumatolog.
Specjalista podkreśla, że nie można w tej sytuacji zrzucać winy tylko na pacjentów, bo ich niewiedza jest pokłosiem braku edukacji zdrowotnej. Ekspert tłumaczy, że jeśli bardzo boli nas głowa, to najpierw powinniśmy wziąć tabletkę przeciwbólową i zobaczyć, czy dyskomfort minie.
- Takich przypadków jest wiele i to naprawdę duży problem, który na co dzień obserwujemy. Sam badałem na SOR przypadki dwudziestolatków, którzy przyszli do oddziału, ponieważ bolała ich głowa albo skarżyli się na katar, a inni przez tydzień czuli się osłabieni. Żadnemu z nich nie towarzyszyły objawy zagrażające zdrowiu i/lub życiu, co – wydaje się – jest warunkiem koniecznym, aby zgłosić się do SOR – tłumaczy dr Fiałek.
Co w takiej sytuacji robi lekarz? - Zawsze staram się tłumaczyć, że chciałbym pomóc, jednak to jest problem, który należy zaopatrzyć w ramach porad ambulatoryjnych, a nie ratujących życie. Choć jednocześnie uważam, że nie powinno być moją rolą, aby podczas pełnienia dyżuru medycznego, tłumaczyć te kwestie – należałoby oczekiwać, że pacjenci sami udadzą się do adekwatnego miejsca udzialającego odpowiednich dla ich stanu klinicznego porad – dodaje.
Szanse na rozładowanie kolejek na SOR
Bartosz Fiałek mówi bez ogródek – "w najbliższych latach nie widzę szansy na to, by zniknęły kolejki ze Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych". Zdaniem eksperta, by sytuacja na polskich SOR-ach uległa poprawie, muszą wystąpić trzy różne czynniki.
- Musiałoby dojść do reformy systemu opieki zdrowotnej z głębokim uświadomieniem pacjentów, czyli edukacją zdrowotną. W Czechach, o których już wspominałem, za każdą poradę w SOR bez uzasadnienia płaci się określoną kwotę, np. 15 koron czeskich. W przypadku, gdyby ktoś przyszedł do SOR, ale jego problem kwalifikuje się do pomocy w innym miejscu systemu opieki zdrowotnej, i z tego powodu musiałby ponieść dodatkowy wydatek, nawet symbolicznych 15 złotych, to pewnie zastanowiłby się, czy warto iść – wyjaśnia specjalista.
Lekarz zwraca również uwagę na problem braków kadrowych. - Teraz zwiększono limity miejsc dla studentów na uczelniach kształcących lekarzy, ale efekty tej decyzji zobaczymy dopiero za kilkanaście lat, ponieważ edukacja lekarza wymaga czasu. By stać się specjalistą medycyny ratunkowej, należy przejść 6 lat studiów, 13 miesięcy stażu podyplomowego i 5 lat szkolenia specjalizacyjnego, czyli łącznie ponad 12 lat – dodaje ekspert.
- Dopiero istotne zwiększenie liczby lekarzy może usprawnić działanie SOR-ów – kończy Bartosz Fiałek.
Kiedy lekarz może odesłać pacjenta z SOR?
Rzeczywistość SOR to także osoby bez alarmujących objawów oraz stanów zagrażających zdrowiu i życiu. – Podam następujący przykład: leki kupujemy w aptece, a książki w księgarni. Pacjenci w dobrym stanie, którzy oczekują uzyskania pilnej pomocy w SOR, robią trochę tak, jakby przyszli kupić książki w aptece, a nie w księgarni – porównuje ekspert. Choć te sytuacje nie są nagminne, zdarzają się nierzadko i utrudniają pracę personelowi medycznemu.
- Na podstawie uzyskanej wiedzy medycznej musimy ocenić, komu udzielić pomocy w pierwszej kolejności - dodaje ekspert. Przypomnijmy, że lekarz może ponosić odpowiedzialność na trzech różnych płaszczyznach, czyli zawodowej, cywilnej i karnej. Dlatego ma świadomość tego, że jeśli popełni błąd i nie udzieli pomocy albo udzieli jej z nienależytą starannością oraz niezgodnie z aktualną wiedzą medyczną, to poniesie konsekwencje swoich błędów.
Jeśli lekarz uzna, że dana osoba nie kwalifikuje się do przyjęcia na SOR, może ją odesłać po uzyskanie świadczenia medycznego do innego miejsca w systemie, np. NIŚOZ lub POZ. Zapominamy w SOR jest po to, by nieść pomoc w stanach zagrażających zdrowiu i życiu. A medyk jest również tylko człowiekiem, który może przeżywać śmierć pacjenta, którego chwilę temu próbował ratować, a mimo to wielu z nas przychodzi do SOR, czasami podnosi głos, gdy musi godzinami oczekiwać na przyjęcie, bo przecież jeśli dana osoba płaci składki, to chce mieć udzieloną pomoc natychmiast.
- Należy pamiętać, że każdy pacjent, który tego wymaga, ostatecznie uzyska świadczeń w ramach SOR. Nawet jeśli mam wątpliwości co do konkretnego pacjenta, nawet gdy te dolegliwości wydają się na pozór błahe, to często go przyjmuję i wykonuję badania dodatkowe, żeby wykluczyć stany zagrażające życiu, których nie mogę z pewnością wyeliminować na podstawie wywiadu i badania fizykalnego – wyjaśnia Bartosz Fiałek.
Ekspert przyznaje, że sam stosuje zasadę, którą przekazał mu kierownik specjalizacji. - Jeśli mam później nie spać w nocy, zastanawiając się, czy słusznie pacjenta odesłałem, to wolę go przyjąć na obserwację, dla naszego (pacjenta i mojego) bezpieczeństwa. Ta zasada jest niezwykle prosta. Gdy mam się zastanawiać, czy Nowakowi, którego nie przyjąłem, coś się jednak może stać, a później poniosę za to konsekwencje, to lepiej jest go przyjąć, żeby wyeliminować wątpliwości kliniczne. Tę zasadę stosuje wielu lekarzy – podkreśla ekspert.
- Oczywiście, w SOR nic nie jest czarno-białe. Zdarzają się różne sytuacje. Często jest tak, że pacjent, który wymaga natychmiastowej pomocy, nie odzywa się, spokojnie oczekując na swoją kolej. Siedzi po cichu w poczekalni, mimo że jego życie może być zagrożone – dodaje Bartosz Fiałek.
Objawy, które powinny skłonić do wizyty na SOR
Wszystkie niepokojące sygnały występujące nagle i bezpośrednio zagrażające zdrowiu i/lub życiu, są objawami, którym powinien przyjrzeć się lekarz. Poniższe symptomy wymagają pilnego udzielenia odpowiedniej pomocy, czy to w ramach SOR, czy wzywając karetkę pogotowia.
Symptomy alarmowe, które powinny skłonić do wizyty w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym to:
- objawy udaru, czyli niedowład kończyn lub konkretnej strony ciała, zaburzenia widzenia, zaburzenia mowy, opadający kącik ust;
- bóle w klatce piersiowej, silny ból uciskowy albo ból zamostkowy, który dodatkowo promieniuje i w spoczynku zmniejsza się, a wraz z podejmowanym wysiłkiem zwiększa się; to może sygnalizować zawał mięśnia sercowego;
- urazy i krwawienia w ich wyniku, których nie możemy opanować;
- silna duszność;
- krwiomocz;
- wszystkie dolegliwości bólowe, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie pomóc na własną rękę;
- symptomy zatorowości płucnej, czyli np. spuchnięcie jednej z kończyn, której towarzyszy duszność;
- zaostrzenia chorób przewlekłych, np. infekcja przy astmie oskrzelowej może być niebezpieczna lub wysokie wartości ciśnienia tętniczego, których nie jesteśmy w stanie obniżyć;
- urazy w wyniku zdarzeń komunikacyjnych.