Rodzina prof. Zembali ujawnia, dlaczego popełnił samobójstwo. "On nie miał zdiagnozowanej depresji"
Dlaczego? – to pytanie zadają sobie osoby, którymi wstrząsnęła nagła śmierć prof. Mariana Zembali. Jeden z najsłynniejszych polskich kardiochirurgów odebrał sobie życie w marcu tego roku. Teraz na jaw wychodzą nowe fakty. Głos zabrali najbliżsi zmarłego.
Był ministrem zdrowia, dyrektorem Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wybitnym kardiochirurgiem. A we wspomnieniach pacjentów – empatycznym i oddanym lekarzem. Jego śmierć wywołała poruszenie w środowisku medycznym, ponieważ prof. Zembala popełnił samobójstwo. Teraz nieznane dotąd fakty ujawnia rodzina profesora.
Tragiczna śmierć profesora
Rok 2018 nie był łatwym okresem dla profesora. Ekspert przeszedł ciężki udar. Mimo to udało mu się wrócić do pracy. Do ośrodka w Zabrzu, którym kierował.
W marcu br. w wieku 72 lat prof. Zembala popełnił samobójstwo. Prokuratura wykluczyła udział osób trzecich, a śledztwo zostało umorzone. Najbliżsi zmarłego ujawnili nieznane dotąd fakty w programie "Uwaga! TVN".
- W sobotę chcieliśmy z moją żoną podejść do rodziców, nagle mama zaczęła wołać: "Michał, coś się stało!". Przybiegliśmy. Widok był taki, że ojciec był w niewielkim basenie. Podjęta próba reanimacji okazała się nieskuteczna. Po pół godzinie wiedziałem, że była nieskuteczna, bo jego stan był już wtedy dokonany. Wspólnie z lekarzem ratownictwa medycznego stwierdziliśmy zgon, to była być może 8:45 – tłumaczył syn prof. Zembali, lekarz Michał Zembala.
Co skłoniło prof. Zembalę do popełnienia samobójstwa?
Wszyscy z otoczenia kardiochirurga byli zaskoczeni jego decyzją. Nawet najbliżsi. Wdowa po profesorze - Hanna Zembala - wspomina, jakie pytania otrzymywała po śmierci męża. Kobieta przyznała: "Dostawałam telefony, z pytaniem, u jakiego mąż leczył się psychiatry. On nie miał zdiagnozowanej depresji. Nie miał żadnego problemu psychicznego. Po prostu nie wytrzymał tego, co było w pracy".
- Zawsze mówił: "Anka, ja już dłużej tego nie wytrzymam. Tych problemów i nagonki na Michała" – dodała. Najbliżsi profesora opowiadają, co tak naprawdę popchnęło mężczyznę do odebrania sobie życia.
Syn profesora – prof. dr hab. Michał Zembala - poszedł w ślady ojca i został lekarzem, także kardiochirurgiem. Razem pracowali w zabrzańskim centrum chorób serca. - Ojciec pod tym względem był wyjątkowo wyczulony: "Z racji, że jesteś moim synem to będę od ciebie wymagał 10 razy bardziej niż od kogoś innego. Tak, żeby nikt nie powiedział, że jest ci łatwiej" – ujawnił Michał Zembala.
Żona cenionego kardiochirurga wyjaśniła, że na jej męża wywierano naciski, aby zwolnił syna z pracy. Michał Zembala kilka lat wcześniej został koordynatorem oddziału kardiochirurgii, pełnił także funkcję szefa programu transplantacji serca, który przeprowadził rekordowe liczby przeszczepów. Syn prof. Zembali stał za tym sukcesem.
Nagonka na syna profesora
- Nagonka na Michała była tak duża, że mąż zaczął mieć bardzo dużo telefonów z naciskaniem – wyjaśnia wdowa po profesorze. Ekspert źle znosił tę sytuację. Jego żona tłumaczy, że nie mógł spać i miał wysokie ciśnienie krwi.
Hanna Zembala ujawniła, co myślał jej mąż: "Anka, jak ja mogę zwolnić Michała, jak to jest najlepszy kardiochirurg jakiego mam? Robi najcięższe przypadki i nie mogę go zwolnić". Naciski na zwolnienie syna nie malały. Kulminacyjnym momentem były żądania chirurgów wykonujących transplantacje płuc z zupełnie innego oddziału.
Profesor nie ukrywał, że udar był wynikiem nerwowej sytuacji. Wówczas został zaskoczony informacją o odejściu z pracy lekarzy odpowiedzialnych za przeszczepy płuc. Michał Zembala wyjaśnił, że jego ojciec łączył obecną sytuację z tym, co wydarzyło się kilka lat temu i bał się o swojego zdrowie, także o to, że ponownie dozna udaru.
"Nie wytrzymał tego ciężaru"
- Najgorsze stwierdzenie jest takie, przynajmniej dla mnie, jak ktoś odchodzi to druga osoba mówi: "Bóg tak chciał". Bóg tak nie chciał! U mojego męża to były konkretne działania innych osób. Psychicznie tego nie wytrzymał, nie wytrzymał tego ciężaru i tej nagonki. Mąż mówił, że stawiają go pod ścianą, zresztą nawet to zapisał. Zapisał, że postawili mu ultimatum i nie potrafi inaczej żyć. Że stracił syna i wszystko – wyznała Hanna Zembala.
Po śmierci lekarza w jego osobistym kalendarzu znaleziono wymowną notatkę: "Postawiono mi jako dyrektorowi ultimatum, albo Michał albo MY". Data, przy której widniał dopisek to czwartek 17 marca. Dzień później Michał Zembala otrzymał wypowiedzenie umowy o pracę. W sobotę profesor popełnił samobójstwo.
Syn cenionego eksperta wspomina: "Ostatni SMS, który od niego dostałem był taki, żeby niczego nie podpisywać. W piątek 18 marca pisał o 3:40 rano: 'Ja wniosę sprzeciw, ale dopiero na spotkaniu o 12, aby nie dawać im czasu na kolejne intrygi. Całą noc nie śpię, do usłyszenia rano. Do końca świata będziemy razem'".
- Straciłem syna, nie wiem jak ja teraz będę żył. Straciłem szpital – powiedział żonie prof. Marian Zembala po powrocie do domu na dzień przed śmiercią. Kobieta dodaje, że mąż wyznał, że jego życie nie ma już sensu, a ona próbowała go pocieszać.
Hanna Zembala wyjaśnia: "Powiedziałam: 'Nie martw się, będziemy żyć. Michał znajdzie gdzieś pracę. Będziesz żył, przejdziesz na emeryturę i koniec'". - Stało się inaczej – ubolewa wdowa po prof. Zembali.
Znajdujesz się w trudnej sytuacji? Potrzebujesz porozmawiać z psychologiem? Zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 22 22 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie.