Roczny chłopiec przez trzy godziny "był martwy". Lekarze dokonali cudu
Chwila nieuwagi mogła skończyć się tragicznie . Roczny chłopiec niepostrzeżenie wpadł do zamarzniętego basenu. Gdy go wyłowiono, był dosłownie martwy. Po 3 godzinach stał się cud.
Do tego mrożącego krew w żyłach zdarzenia doszło 24 stycznia na terenie przedszkola w Ontario. Jak podaje CBC News, mały Waylon Saunders wpadł do przydomowego basenu swojej opiekunki. Zanim ktokolwiek zorientował się, że doszło do wypadku, chłopiec przebywał w zimnej wodzie pod lodem przez co najmniej pięć minut. Po znalezieniu chłopca, ciało od razu wyłowiono, a na miejsce wezwano służby. Jednak po czasie, który spędził pod wodą, chłopiec wydawał się zupełnie martwy.
Po 3 godzinach jego serce znów zaczęło bić
Przybyli na miejsce zdarzenia strażacy oraz ratownicy medyczni od razu podjęli próbę ratowania życia chłopca. Następnie Waylona przewieziono do szpitala Charlotte Eleanor Englehart w Petrolia. Na ratunek chłopcu ruszyli wszyscy, którzy tylko mogli.
- Inni lekarze, z którymi pracuję w naszym rodzinnym zespole ds. zdrowia, przybiegli, opuścili swoje gabinety, aby pomóc - powiedział dr Nathan Taylor, który akurat pełnił tego dnia dyżur w szpitalu. Łącznie życie chłopca ratowało ok. 20 osób. Ponadto szpital był w stałym kontakcie ze Szpitalem Dziecięcym w London Health Sciences Centre.
Kiedy chłopiec dotarł do szpitala, jego temperatura była tak niska, że żadne z urządzeń nie było w stanie jej odczytać. Doszło też do zatrzymania akcji serca.
Reanimacja Waylona trwała 3 godziny. W międzyczasie na miejsce przybyli również specjaliści ze Szpitala Dziecięcego.
Personel robił, co tylko mógł, by ogrzać ciało chłopca. Kiedy jego temperatura podniosła się do 28 stopni Celsjusza, u chłopca wyczuto puls. Następnie przewieziono go do Szpitala Dziecięcego.
- To był naprawdę wysiłek zespołowy: w pewnym momencie technicy laboratoryjni trzymali w pokoju przenośne grzejniki, personel ratownictwa medycznego również pomagał, obracając sprężarki i pomagając w udrażnianiu dróg oddechowych, a pielęgniarki podgrzewały nawet wodę w kuchence mikrofalowej, aby pomóc w ogrzaniu. I przez cały czas mieliśmy wsparcie zespołu w Londynie - relacjonuje dr Taylor.
Mama Waylona jest bardzo wdzięczna całemu personelowi szpitala, który uratował życie jej synka.
- To bohaterowie. Będę kochać ich na zawsze. Są dla nas jak wielka rodzina, mają kawałek mojego serca do końca życia - wyznała.
Waylon spędził ponad dwa tygodnie w szpitalu. Kiedy jego stan określono jako stabilny, 6 lutego mógł już szczęśliwie wrócić do domu.
Polecany artykuł: