Priorytetyzacja w procesie szczepień może pomóc w walce z COVID-19? Ekspert odpowiada
Ustalanie priorytetów to jedno z zagadnień na tapecie, które jest teraz szeroko komentowane przez naukowców. Na łamach multidyscyplinarnego czasopisma PNAS ukazała się informacja, że w sytuacji, gdy liczba szczepionek przeciw COVID-19 jest ograniczona, warto pomyśleć o szczepieniu osób bardziej narażonych na cięższy przebieg zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Poprosiliśmy o komentarz eksperta, który wyjaśnił, czy rozwiązanie proponowane przez naukowców ma rację bytu.
Wraz z rozwojem sytuacji pandemicznej rośnie frustracja wśród społeczeństwa. Spora część osób czeka na możliwość zapisania się na szczepienie przeciw SARS-CoV-2. W pierwszej kolejności szczepionki otrzymały osoby najbardziej narażone na zakażenie koronawirusem ze względu na pełniące obowiązki zawodowe. Do tej grupy zaliczono m.in. medyków i pracowników ochrony zdrowia. W następnej kolejności priorytetowo zostały potraktowane osoby starsze. Natomiast ostatnio mówi się coraz częściej o tym, że w równym stopniu powinny zostać traktowane też inne grupy społeczne. Tym zagadnieniem zajął się zespół naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis.
Spis treści
- Rozważane dwa scenariusze
- Strategia priorytetyzacji ma sens?
- Sytuacyjne zarządzenie procesem szczepień
- Kiedy możemy w Polsce osiągnąć odporność stadną?
Jeden ze współautorów badania prof. Michael Springborn powiedział, że „priorytetyzacja w przypadku COVID-19 przynosi korzyści”. Według niego należy zastanowić się nad dwiema ważnymi kwestiami: ryzykiem infekcji i prawdopodobieństwem poważnego przebiegu choroby. Do osób szczególnie narażonych na konsekwencje zarażenia COVID-19 zalicza się osoby starsze. Natomiast największe ryzyko zakażenia panuje wśród tak zwanych pracowników pierwszej linii. Osoby te pracują w bezpośrednim kontakcie z innymi ludźmi i z tego powodu nie są w stanie zachowywać zalecanego dystansu społecznego. Kogo dokładnie zaliczono do tej grupy?
- Pracowników medycznych
- Nauczycieli
- Pracowników dużych fabryk
- Pracowników handlu detalicznego i usług takich jak transport publicznych
- Personel służb publicznych
Zdaniem badaczy, jeśli weźmie się pod uwagę ustalanie priorytetów, to może ono zwiększyć korzyści płynące ze szczepień populacyjnych. W ramach przeprowadzonej analizy zespół naukowców stworzył model, który uwzględnił współczynnik transmisji COVID-19 oraz optymalne rozdysponowanie organicznej puli szczepionek na koronawirusa. Dzięki temu mogli rozpatrywać różne scenariusze, jakie mogłyby nastąpić w przyszłości. Do jakich wniosków doszli? Ze wstępnych obliczeń wyszło naukowcom, że zarówno liczba zakażonych, jak i zgonów byłaby niższa od 17 do 44 proc., jeśli w pierwszej kolejności byłyby szczepione seniorzy i osoby z grup wrażliwych. Zmiana strategii mogłaby przynieść wiele korzyści.
Z ich obserwacji, że ustalanie priorytetów w procesie szczepień przeciw SARS-CoV-2 ważne jest szczególnie w regionach, w których nastąpił gwałtowny liczby zakażonych. Takie podejście może uchronić przed poważnymi konsekwencjami infekcji COVID-19. Tu też jest mowa, jak podkreśla główny autor badania dr Jack Buckner, regiony, gdzie społeczeństwa nie przestrzega obowiązku zakrywania ust i nosa oraz nie utrzymuje zalecanego dystansu społecznego.
Badanie pokazuje, że pracowników pierwszej linii powinno się traktować jako odrębną grupę społeczną. Strategia programu szczepień, która bierze pod uwagę wiek i rodzaj wykonywanej pracy, znacznie przewyższa - zdaniem naukowców – podejście uwzględniające jedynie wiek.
Rozważane dwa scenariusze
Jak powinno wyglądać ustalanie priorytetów pracowników pierwszej linii w stosunku do osób starszych? Według naukowców ta priorytetyzacja powinna być zależna od obecnie panujących warunków. Rozważyli dwa scenariusze. Jeśli podaż szczepionek byłaby duża, a epidemia byłaby w miarę pod kontrolą, to dobrym działaniem byłoby skierować na szczepienie przeciw COVID-19 pracowników pierwszej linii. Dzięki temu można zahamować ogólne rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2 w społeczeństwie. W przypadku, gdy zapasy szczepionek byłyby jednak ograniczone, a rosłaby liczba zakażonych i zgonów, to lepszym rozwiązaniem byłoby wtedy zaszczepienie seniorów i innych osób z grupy wysokiego ryzyka.
Tym badaniem naukowcy chcieli pokazać, że strategia priorytetyzacji w procesie szczepień powinna ewoluować wraz ze zmianą sytuacji pandemicznej. W ich opinii ustalanie pierwszeństwa w kolejce do szczepienia ma duże znaczenie, szczególnie w tych pierwszych miesiącach po wprowadzeniu szczepionki przeciw COVID-19. Jak podsumowali badacze, dopiero po zaszczepieniu dużej części populacji, ustalanie dalszej kolejności, kto otrzyma szczepionkę, będzie mniej ważne.
Strategia priorytetyzacji ma sens?
Zapytaliśmy eksperta o to, czy ustalanie priorytetów w procesie szczepień przeciw COVID-19 to dobre rozwiązanie. Czy w obecnej sytuacji szczepionkę na koronawirusa powinny otrzymać osoby zaliczane do tak zwanych grup wrażliwych? Rafał Janiszewski, właściciel Kancelarii Doradczej świadczącej usługi z zakresu organizacji ochrony zdrowia na rzecz podmiotów leczniczych i praw pacjentów stwierdził, że „modyfikacje zachodzące w procesie szczepień, są modyfikacjami, które dzieją się pod wpływem tego, co już wiemy o wirusie”. – Na początku pandemii przeraziło nas to, że najbardziej dotkliwie jego zakażenie przechodzą osoby starsze i osoby ze schorzeniami współtowarzyszącymi. Logiczne było, że polski rząd w programie szczepień uwzględnił najpierw osoby starsze, przy czym na pierwszy front wystawiono medyków, wychodząc z założenia, że ochrona zdrowia bez medyków sobie nie poradzi – wyjaśnił.
Rafał Janiszewski podkreślił, że istnieją dwa istotne elementy, które należy wziąć pod uwagę podczas akcji szczepień: zabezpieczenie grupy szczególnego ryzyka oraz zabezpieczenie grup, wśród których dochodzi do największej transmisji wirusa. – Natomiast najlepszym rozwiązaniem byłoby, jednak gdybyśmy szczepili wszystkich obywateli. A że, nie mamy wystarczającej liczby dawek szczepionki przeciw COVID-19, więc priorytetyzujemy. Przykładowo, „dziś ustalimy, że osobami powiedzmy na pierwszym froncie, są urzędnicy, sprzedawcy, więc oni powinni zostać zaszczepieni. Niewykluczone, że za chwilę pojawi się kolejna grupa ryzyka, bo wirus mutuje i okaże, że powinniśmy zaszczepić osoby zmagające się z chorobami neurologicznymi”. I co będziemy znowu zmieniali tę strategię? Póki nie mamy odpowiedniej ilości szczepionki, choć przybywa ich coraz więcej, raczej trzeba byłoby się trzymać modyfikacji reagującej na grupy szczególnego ryzyka. Dopiero w dalszej kolejności należałoby za priorytet przyjąć tych, na których barkach spoczywa funkcjonowanie gospodarki. Osobiście dziwię się, że nie zaszczepiono jeszcze urzędników, bo przecież te instytucje są odpowiedzialne w dużej mierze za funkcjonowanie gospodarki – zaznaczył.
Zdaniem Rafała Janiszewskiego „ogromną grupą ryzyka są osoby zarówno starsze, jak i schorowane”. – Dziś możemy jednak wymienić trochę tych grup ryzyka tak dużo, że gdybyśmy chcieli ich teraz zaszczepić, to mielibyśmy problem z ilością szczepionek i powstałby chaos, tak myślę. Po grupie tzw. „zero” pierwszymi pacjentami zakwalifikowanymi do szczepienia były osoby starsze. Zabrakło w tej grupie miejsca dla pacjentów ze schorzeniami współtowarzyszącymi. Wtedy trzeba było wyłonić katalog schorzeń i dołączyć je do grupy seniorów. To bezsprzecznie. Patrząc na to, co dzieje się teraz, zostały uruchomione zapisy na szczepienie dla pacjentów powyżej 50. roku życia, a przecież nie mamy jeszcze zaszczepionych wszystkich osób starszych – stwierdził w rozmowie z naszym serwisem poradnikzdrowie.pl
W opinii eksperta „przy małej dostępności szczepionek było rozsądne, że szczepieni byli w szczególności osoby z grupy szczególnego ryzyka”. – O kolejnych ryzykach dowiadywaliśmy się z biegiem czasu, jak chorowali różni pacjenci. Wtedy widzieliśmy się, co się dzieje. Byliśmy tak strasznie spokojni o dzieci – że dzieci nie chorują, a potem szybko zorientowaliśmy się, że dzieci jednak przenoszą wirusa, a niektóre z nich ciężko przechodzą infekcję z powodu różnych schorzeń. Znowu wracamy do genezy, a może trzeba było podejść w ten sposób, żeby szczepić te osoby, które mają schorzenia współtowarzyszące i wylistować te schorzenia, które stanowią szczególne ryzyko. Należało zwołać grupę ekspertów, korzystając z doniesień z innych krajów i wylistować te schorzenia, które stanowią szczególne zagrożenie – powiedział Rafał Janiszewski.
Poniżej dalsza część artykułu.
Sytuacyjne zarządzenie procesem szczepień
Ekspert podkreślił, że „akcja prowadzona przez rząd, to przepotężna akcja logistyczno-informacyjna, która ma bardzo spowolnioną reakcję”. Jak dodał, „rząd działa w sposób sytuacyjny – poznaje fakty i reaguje”. - Sytuacja nas zaskoczyła, sytuacja dla wszystkich jest nieprzewidywalna, ale w każdej takiej sytuacji jest dobrze, jeśli pojawia się pewnego rodzaju współodpowiedzialność społeczna, zdyscyplinowanie. Jak mówimy, szczepimy 80-latków, to wszyscy stają na głowie, żeby zaszczepić tych starszych pacjentów, żeby pomóc im zarejestrować, a później dotrzeć do punktu szczepień. Przedsięwziąć działania, by to sprawnie poszło. U nas raczej tego nie było, a chodzi tu o kwestię współodpowiedzialności za innych. Nawet w aspekcie takim, że to, co dzieje się z innymi, to też będzie działo się również ze mną. To znaczy, jeśli inni nie pracują, nie produkują, to wszyscy na tym tracimy. Mowa tu o tej wspólnocie społecznej, której nie ma. Może to jest kwestia akcji informacyjnej inaczej nakierowanej. Aby zrobić akcję informacyjną trzeba mieć wiedzę, a myśmy tej wiedzy nie mieliśmy. Nie wiedzieliśmy, co to za patogen, jak długo to będzie trwało, kiedy to minie. Na różne rzeczy liczyliśmy i ten wirus nas zaskakuje co chwilę. Myślę jednak, że prowadzenie programu szczepień z głównym założeniem, że nie mamy szczepionek tyle, ile ich potrzebujemy, to założenie zarządzania sytuacyjnego grupami szczepień jest słuszne, nie jest bezbłędne, ale wydaje się najracjonalniejsze. To sytuacyjne zarządzenie jest podyktowane głównie dostępnością szczepionki. – tłumaczył.
Na pytanie, czy tworzenie dodatkowych punktów szczepień typu drive-thru, sprawdzi się w walce z pandemią COVID-19, Rafał Janiszewski odpowiedział, że „to bardzo dobre rozwiązanie”. - Ludzie chcą się szczepić i widać to ich zainteresowanie. Uważam, że wszystkie dodatkowe punkty szczepień – wszystkie miejsca, w których obywatel może przyjść i się zaszczepić, to jest korzyść. Nadzieja w tym, że szczepionek coraz więcej, nadzieja w tym, że ludzie przez rok lockdownu i tego odczuwania negatywnych skutków izolacji, sprawi, że oni pójdą do tych nowo utworzonych punktów typu drive-thru, aptek, aby się zaszczepić – zaznaczył.
Przeczytaj także: Pfizer o trzeciej dawce szczepionki przeciw COVID-19. Będzie konieczna?
Kiedy możemy w Polsce osiągnąć odporność stadną?
- Myślę, że jakbyśmy się mocno zwarli i mieli rzeczywiście dostępność do szczepionki, to zaszczepilibyśmy się do końca wakacji. Tak myślę, że te 70 proc. społeczeństwo bylibyśmy w stanie zaszczepić. Trzeba patrzeć też na niekorzystne, niedobre zjawiska różnicowania szczepionek. To jest niedobry pijar, w którym informacje o zagrożeniu jednej czy drugiej szczepionki powodują, że ludzie się nie szczepią. To jest niekorzystne działanie dla nas wszystkich – odpowiedział Rafał Janiszewski.
Jak zaznaczył ekspert, „każdemu narodowi trzeba tłumaczyć i ich edukować”. – Mówienie komuś, że korzyści przewyższają ryzyko, jest to oczywista oczywistość. Ten komunikat EMA oceniam go jako jeden z najgłupszych, jakie można byłoby wydać w takiej sytuacji. Trzeba było ludziom wytłumaczyć i zdawać sobie sprawę, że ten komunikat ma trafić do ludzi, a tego nie zrobiono – oznajmił.
- Powiedzmy, osoba, która zapoznała się z różnymi informacji, może powiedzieć „Johnson&Johnson powoduje zakrzepy, ale nie mam innego wyjścia i zaryzykuje”. A dlaczego tej osobie nie powiedzieć, jakie niesie to ryzyko? Dlaczego nie pokazać, że rzeczy, które na co dzień stosuje, mają znacznie większe ryzyko niż ta szczepionka. Gdyby ludziom pokazać, ile jest działań niepożądanych ze stosowania np. aspiryny, antybiotyku czy leku przeciwbólowego, na milion obywateli. Co się okaże? Okaże się, że to wystąpienia kilku przypadków zakrzepicy na ileś milionów szczepionki stanowi jeszcze mniejsze ryzyko niż rzeczy, których używamy na co dzień – Rafał Janiszewski.
Porady eksperta