Paul Alexander nie żyje. Spędził 70 lat w "sarkofagu dla chorych na polio"
Miał zaledwie 6 lat, gdy zachorował na na polio (choroba Heinego-Medina). Jedynym sposobem, by uratować mu życie, okazało się tzw. żelazne płuco. Przez ponad 70 lat medycyna nie znalazła sposobu, by uwolnić z niego Paula Alexandra. Ostatecznie mężczyznę pokonał koronawirus.
Czy można być szczęśliwym człowiekiem, pomimo tak ciężkiej niepełnosprawności? Jeśli masz wątpliwości, obejrzyj film z udziałem Paula Alexandra dostępny na YouTube, na popularnym kanale SBSK (Special Books by Special Kids).
Mężczyźnie zależało, by świat poznał jego historię. To przestroga, jak bezradny może być człowiek wobec natury, jak groźnymi przeciwnikami są wirusy i jakim szaleństwem jest niedocenienia znaczenia szczepień ochronnych. zarazem to niezwykły pokaz ludzkiej siły i wartości życia ludzkiego. Paula już dzisiaj nie ma, ale to wciąż niezwykłe świadectwo.
"Żelazny Paul" nie żyje. Miał 78 lat
78-latek, który wymagał całodobowej opieki, przebywał w domu. Na początku marca okazało się jednak, że pacjent wymaga pilnej hospitalizacji ze względu na nasilone problemy oddechowe i krążeniowe. Wynik testu na obecność koronawirusa okazał się pozytywny.
Okazuje się, że chociaż Paul Alexander przeżył oficjalnie zakończoną pandemię COVID-19, z koronawirusem ostatecznie przegrał, a ten nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Paul Alexander i polio
Paul Alexander zachorował na polio w 1952 roku, w samym środku epidemii choroby. Życie uratowało mu tak zwane "żelazne płuco" - urządzenie, które zastąpiło pracę sparaliżowanych przez wirusa mięśni oddechowych.
Pierwsze "żelazne płuco" było dziełem dwóch amerykańskich specjalistów: prof. Philipa Drinkera (inżyniera) i fizjologa Louisa Shawa. To rodzaj respiratora, chociaż bardzo się różni od dzisiejszych urządzeń podtrzymujących oddychanie.
"Żelazne płuca" po raz pierwszy zostały użyte do wspomagania oddychania u pacjenta Children’s Hospital w Bostonie w październiku 1928 roku. Potem urządzenie udoskonalano. Nie zmienia to faktu, że w latach 50. ubiegłego wieku, urządzenia takie, do jakiego trafił sześcioletni Paul, nazwano "sarkofagami dla chorych na polio". I sporo w tym racji.
Jak działały te respiratory? Pacjent był umieszczany w szczelnej metalowej tubie, z której wystawała mu tylko głowa, a specjalne pompy zasysały ze środka "sarkofagu" powietrze, tworząc próżnię. Wtedy podciśnienie zmuszało płuca do rozszerzenia się. Następnie, kiedy powietrze powracało, zmiana ciśnienia powodowała opróżnienie płuc.
Dla części pacjentów "sarkofagi" stały się domami na parę miesięcy czy lat, na czas regeneracji układu oddechowego. Paul nie miał tyle szczęścia.
Pełen życia chłopiec po infekcji nigdy więcej miał już nie biegać, nie siadać nawet, nie spożyć samodzielnie posiłku. Pięć dni po tym, jak źle się poczuł i zaczął gorączkować, nie był już w stanie utrzymać kredek w dłoni i zaczął mieć trudności z przełykaniem.
W szpitalu rodzice usłyszeli od lekarzy, że nic dla dziecka nie mogą zrobić. Gdy leżał na noszach na korytarzu w przepełnionym szpitalu, zauważył go lekarz, który widząc, że chłopiec ledwie oddycha, zrobił mu tracheotomię (polega na nacięciu przedniej ściany tchawicy i wprowadzeniu rurki pozwalającej na oddychanie z pominięciem krtani, gardła i nosa), aby odessać śluz i pozbyć się zatorów płucach.
Jego ciało zostało zamknięte w charczącej maszynie. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł mówić. Nie mógł kaszleć. Nic nie widział przez zaparowane okna namiotu, który utrzymywał wilgotne powietrze wokół jego głowy.
Według relacji mężczyzny, przez 18 miesięcy czuł się jak na torturach. Obok umierały dzieci, z którymi dopiero co zdążył się zaprzyjaźnić. Organizm chłopca w końcu pokonał wirusa, jednak Paul pozostał sparaliżowany od szyi w dół. Aby w ogóle oddychać, musiał pozostać w "żelaznym płucu" na zawsze.
Dzięki pomocy fizjoterapeutki chłopiec opanował wprawdzie nową technikę świadomego oddychania, dzięki czemu mógł najpierw na kilka minut, a potem nawet na dłużej być wyjmowanym z "sarkofagu".
Skończył zaocznie szkołę, potem studiował prawo, a nawet rozpoczął własną praktykę adwokacką. Nocą musiał jednak korzystać z urządzenia. W wieku 74 lat musiał wrócić już na stałe do "żelaznego płuca" z powodu pogarszającego się stanu zdrowia.
Polio - co to za choroba
Polio (poliomyelitis) jest wysoce zakaźną chorobą wirusową, która zagraża przede wszystkim dzieciom do piątego roku życia.Inna popularna nazwa to choroba Heinego-Medina - od nazwisk dwóch lekarzy, którzy jako pierwsi opisali objawy. Spotyka się też określenia: paraliż dziecięcy oraz nagminne porażenie dziecięce.
Choroba może mieć ciężki przebieg i nadal nie mamy na nią lekarstwa (stosuje się tylko leczenie objawowe, choremu podaje się środki przeciwbólowe, po zwalczeniu wirusa konieczna jest rehabilitacja). Jedna na 200 infekcji kończy się całkowitym paraliżem, najczęściej obejmującym nogi.
Do dzisiaj jedyną bronią, jaką mamy, jest szczepionka. W Polsce o polio od lat przypomina Janina Ochojska, która sama jest ofiarą tej potwornej zarazy.