Pan Paweł trafił na SOR z dusznościami. Zmarł, bo na oddziale nie było lekarza?
Na SOR-ze nie było dyżurującego lekarza, a żaden z pozostałych obecnych w szpitalu specjalistów nie zgodził się zająć pacjentem w stanie ciężkim. Mężczyzna, który trafił do szpitala w Radomiu z problemami z oddychaniem, mimo reanimacji zmarł. Jego żona zawiadomiła w tej sprawie prokuraturę.
Dramat pana Pawła i jego rodziny rozegrał się 18 maja 2024. Żona mężczyzny usłyszała jak ten ciężko oddycha w drugim pokoju, tak jakby nie mógł złapać tchu. Kiedy zapytała, czy coś go boli, mąż nie był w stanie odpowiedzieć. Kobieta postanowiła więc wezwać karetkę, która bardzo szybko pojawiła się na miejscu. Ratownicy mieli podać mężczyźnie tlen i leki, by później zabrać go do karetki, gdzie podjęli reanimację - opowiada żona pana Pawła w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej".
Pojechali na SOR. Na oddziale nie było żadnego lekarza
Po przybyciu do szpitala pan Paweł trafił pod opiekę medyków, a jego żona czekała na SOR-ze na jakiekolwiek informacje. Po jakimś czasie wyszedł do niej jeden z pracowników oddziału, by powiedzieć, że stan jej męża jest krytyczny.
Niedługo później ten sam pracownik oddziału ponownie pojawił się w poczekalni SOR-u. Jak relacjonuje żona pana Pawła, miało się wówczas okazać, że medyk zna sąsiada kobiety, z którym ta przyjechała do szpitala. Pracownik miał powiedzieć znajomemu, że stan jej męża jest poważny, a lekarza... nie ma na oddziale.
Kobieta wspomina, że kilkukrotnie słyszała później, że na dyżurze nie ma lekarza. Mimo że pracownicy mieli dzwonić na inne oddziały, wszyscy lekarze odmawiali przyjęcia jej męża. Dopiero po upływie pewnego czasu "w końcu przyszedł jakiś lekarz". Nie minęło jednak wiele, gdy do kobiety ponownie podszedł medyk, by zapytać, czy ta chciałaby zobaczyć swojego męża, bo ten niestety już nie żyje.
Kobieta twierdzi, że kiedy weszła do sali SOR, w której leżał jej mąż, obok jego łóżka stały same pielęgniarki - nie było żadnego lekarza.
Żona zmarłego zgłasza sprawę do prokuratury
Kiedy żona pana Pawła wraz z bratem przyjechała odebrać kartę zgonu męża, od pielęgniarki usłyszała, że niestety dokument nie może zostać wydany, ponieważ... na oddziale znów nie ma lekarza, który mógłby go podpisać. Kobiecie kazano wrócić następnego dnia, jednak sytuacja się powtórzyła. Wówczas postanowiła udać się do dyrekcji szpitala.
Jak twierdzi kobieta, rozmowa z dyrekcją była burzliwa. Pomimo pytań, dlaczego na oddziale nie było lekarza, pani dyrektor nie odpowiadała wprost. Miały padać cytaty z przepisów i paragrafy, jednak bez żadnej jasnej odpowiedzi. W końcu na miejscu pojawił się młody lekarz anestezjolog, który był też obecny przy reanimacji jej męża. Ostatecznie karta zgonu została wydana, a jako przyczynę śmierci wpisano zatrzymanie krążenia.
Żona pana Pawła pochowała męża, a wkrótce później zawiadomiła prokuraturę. Okazuje się, że nie była jedyna. Zawiadomienie mieli również wysłać pracownicy Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.
W sprawie narażenia pana Pawła na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez personel medyczny SOR, poprzez nieudzielenie mu prawidłowej pomocy medycznej niezwłocznie po jego przetransportowaniu przez zespół ratownictwa medycznego do szpitala, i przez to nieumyślne spowodowanie jego śmierci, wszczęte zostało postępowanie.
Według prokuratury, lekarz anestezjolog, który reanimował pacjenta, miał początkowo wpisać, że na SOR nie było lekarza, a inni odmówili przyjścia. Jednak, według zawiadomienia, wpis miał zostać później usunięty za namową zarządu szpitala.
Materiał dowodowy w sprawie wciąż jest gromadzony.