Pacjent spędził prawie godzinę w zamkniętej karetce. Na dworze było 30 stopni
Chory onkologicznie pacjent spędził w 30-stopniowym upale blisko godzinę w zamkniętym ambulansie. Ta szokująca sytuacja miała miejsce w Krakowie. Świadkowie relacjonowali, że pracownicy karetki nie chcieli wybić szyby, w obawie przed kosztami.
Pacjent spędził prawie godzinę zatrzaśnięty w karetce
Chory na nowotwór mieszkaniec Krakowa został zatrzaśnięty w ambulansie. Ratownicy, którzy mieli go przewieźć do hospicjum, zamiast zadbać o komfort podróży pacjenta, zafundowali traumę jemu i jego bliskim, narażając go przy tym na niebezpieczeństwo.
Zamknięte auta w upale nagrzewają się bardzo szybko, przez co stanowią śmiertelną pułapkę dla osób znajdujących się w środku. W gorące dni zakazane jest zamykanie i pozostawianie w aucie dzieci, zwierząt, czy dorosłych osób.
Znane są przypadki śmierci osób, szczególnie małych dzieci, które pozostawiono w zamkniętych samochodach. Sytuacja – szczególnie dla schorowanego pacjenta – była więc śmiertelnie niebezpieczna, bo w tym dniu temperatura w Krakowie wynosiła około 30 stopni.
Ratownicy nie chcieli wybić szyby, żeby pomóc pacjentowi
Ratownicy przez co najmniej 45 minut próbowali otworzyć drzwi auta. Kluczyki, jak się okazało, zostały przypadkowo zatrzaśnięte w środku, gdy ambulans stał przy ul. Marczyńskiego w Krakowie.
Zgodnie z ustaleniami Radia Zet, za transport chorego odpowiadała firma EMERGENCY24. Świadkowie, którzy próbowali pomóc, nagrali również zachowanie ratowników.
Na filmiku, dostępnym w sieci, pada zdanie „Wojtek, zostaw to, bo będziesz musiał płacić”. W ten sposób jeden ratownik miał zwrócić się do drugiego, sugerując, aby nie uszkodzić auta, w obawie przed kosztami.
Dopiero w obliczu groźby wezwania policji, ratownicy podjęli – nieudaną – próbę wybicia szyby. Dokonał tego – tym razem skutecznie – syn zatrzaśniętego w pojeździe mężczyzny, który posłużył się leżącą nieopodal deskorolką.
Właściciel firmy transportującej chorego odpowiada na zarzuty
Maciej Kisiel-Dorohinicki, właściciel firmy EMERGENCY24, początkowo twierdził, że o sprawie dowiedział się z mediów, a także że zdaniem pracowników sytuacja trwała co najwyżej 15 minut – mimo że relacje świadków i nagrania sugerują coś innego.
Finalnie w rozmowie z mediami zadeklarował, że porozmawia z pracownikami, aby w trosce o ludzkie życie, nie martwili się kosztami i nie wahali się wybić szyby, jeśli kiedykolwiek znajdą się w podobnej sytuacji. Zadeklarował również, że skontaktuje się z synem pacjenta.
Co więcej, jak podaje Radio ZET, wspomniana karetka to pojazd, który nie ma zgody MSWiA na używanie sygnałów dźwiękowych i przejazdów w charakterze pojazdu uprzywilejowanego. Ponadto właściciel firmy podał, że przewóz chorego obsługiwały osoby, które nie są ratownikami, a jedynie "ludzie przeszkoleni".
Jak widać na nagraniu, zabrakło szkolenia z postępowania w przypadku zatrzaśnięcia pacjenta w aucie. Pracownicy chcieli czekać na dowiezienie im zapasowych kluczyków.
Rzecznik Praw Pacjenta zajął się sprawą chorego zatrzaśniętego w karetce
Teraz sprawie przyjrzy się Rzecznik Praw Pacjenta, o czym poinformowała PAP rzeczniczka prasowa RPP Anna Hernik-Solarska.
„Wszczęcie postępowania nie oznacza decyzji stwierdzającej naruszenie praw pacjenta. Teraz zbierany jest materiał, badane są okoliczności zdarzenia. W związku z tym, na tym etapie działania, nie możemy powiedzieć nic więcej, sprawa jest badana, czekamy na wyjaśnienia” – wyjaśniła rzeczniczka.
Z kolei lokalna krakowska policja podała, że nie interweniowała ani nie otrzymała oficjalnego zgłoszenia w tej sprawie.