Pacjent spędził prawie godzinę w zamkniętej karetce. Na dworze było 30 stopni

2024-07-17 9:40

Chory onkologicznie pacjent spędził w 30-stopniowym upale blisko godzinę w zamkniętym ambulansie. Ta szokująca sytuacja miała miejsce w Krakowie. Świadkowie relacjonowali, że pracownicy karetki nie chcieli wybić szyby, w obawie przed kosztami.

Pacjent spędził prawie godzinę w zamkniętej karetce. Na dworze było 30 stopni
Autor: GettyImages Pacjent spędził prawie godzinę w zamkniętej karetce. Na dworze było 30 stopni

Pacjent spędził prawie godzinę zatrzaśnięty w karetce

Chory na nowotwór mieszkaniec Krakowa został zatrzaśnięty w ambulansie. Ratownicy, którzy mieli go przewieźć do hospicjum, zamiast zadbać o komfort podróży pacjenta, zafundowali traumę jemu i jego bliskim, narażając go przy tym na niebezpieczeństwo.

Zamknięte auta w upale nagrzewają się bardzo szybko, przez co stanowią śmiertelną pułapkę dla osób znajdujących się w środku. W gorące dni zakazane jest zamykanie i pozostawianie w aucie dzieci, zwierząt, czy dorosłych osób.

Znane są przypadki śmierci osób, szczególnie małych dzieci, które pozostawiono w zamkniętych samochodach. Sytuacja – szczególnie dla schorowanego pacjenta – była więc śmiertelnie niebezpieczna, bo w tym dniu temperatura w Krakowie wynosiła około 30 stopni.

Ratownicy nie chcieli wybić szyby, żeby pomóc pacjentowi

Ratownicy przez co najmniej 45 minut próbowali otworzyć drzwi auta. Kluczyki, jak się okazało, zostały przypadkowo zatrzaśnięte w środku, gdy ambulans stał przy ul. Marczyńskiego w Krakowie.

Zgodnie z ustaleniami Radia Zet, za transport chorego odpowiadała firma EMERGENCY24. Świadkowie, którzy próbowali pomóc, nagrali również zachowanie ratowników.

Na filmiku, dostępnym w sieci, pada zdanie „Wojtek, zostaw to, bo będziesz musiał płacić”. W ten sposób jeden ratownik miał zwrócić się do drugiego, sugerując, aby nie uszkodzić auta, w obawie przed kosztami.

Dopiero w obliczu groźby wezwania policji, ratownicy podjęli – nieudaną – próbę wybicia szyby. Dokonał tego – tym razem skutecznie – syn zatrzaśniętego w pojeździe mężczyzny, który posłużył się leżącą nieopodal deskorolką.

Właściciel firmy transportującej chorego odpowiada na zarzuty

Maciej Kisiel-Dorohinicki, właściciel firmy EMERGENCY24, początkowo twierdził, że o sprawie dowiedział się z mediów, a także że zdaniem pracowników sytuacja trwała co najwyżej 15 minut – mimo że relacje świadków i nagrania sugerują coś innego.

Finalnie w rozmowie z mediami zadeklarował, że porozmawia z pracownikami, aby w trosce o ludzkie życie, nie martwili się kosztami i nie wahali się wybić szyby, jeśli kiedykolwiek znajdą się w podobnej sytuacji. Zadeklarował również, że skontaktuje się z synem pacjenta.

O czym marzy Damian Jaworek, pierwszy warszawski Rzecznik Praw Uczniowskich. Prywatnie to zięć prezydenta Bronisława Komorowskiego

Co więcej, jak podaje Radio ZET, wspomniana karetka to pojazd, który nie ma zgody MSWiA na używanie sygnałów dźwiękowych i przejazdów w charakterze pojazdu uprzywilejowanego. Ponadto właściciel firmy podał, że przewóz chorego obsługiwały osoby, które nie są ratownikami, a jedynie "ludzie przeszkoleni".

Jak widać na nagraniu, zabrakło szkolenia z postępowania w przypadku zatrzaśnięcia pacjenta w aucie. Pracownicy chcieli czekać na dowiezienie im zapasowych kluczyków. 

Rzecznik Praw Pacjenta zajął się sprawą chorego zatrzaśniętego w karetce

Teraz sprawie przyjrzy się Rzecznik Praw Pacjenta, o czym poinformowała PAP rzeczniczka prasowa RPP Anna Hernik-Solarska.

„Wszczęcie postępowania nie oznacza decyzji stwierdzającej naruszenie praw pacjenta. Teraz zbierany jest materiał, badane są okoliczności zdarzenia. W związku z tym, na tym etapie działania, nie możemy powiedzieć nic więcej, sprawa jest badana, czekamy na wyjaśnienia” – wyjaśniła rzeczniczka.

Z kolei lokalna krakowska policja podała, że nie interweniowała ani nie otrzymała oficjalnego zgłoszenia w tej sprawie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki