Dramat w kijowskim szpitalu: operowali serce dziecka, gdy zgasły światła. "Pracujemy mimo wszystko"
W wyniku rosyjskiego ostrzału w kijowskim Instytucie Serca zabrakło prądu. Mimo bardzo trudnej sytuacji lekarze nie przerwali jednak trwającej w tym czasie operacji serca dziecka. Dokończyli zabieg, wspomagając się latarkami i szpitalnym generatorem. "Kontynuujemy pracę mimo wszystko" - skomentował dyrektor Instytutu Serca.
Sytuacja w Ukrainie jest obecnie bardzo trudna, a nieustanny ostrzał i systematyczne niszczenie infrastruktury elektrycznej spowodowało, że prądu brakuje nie tylko w domach, ale również w placówkach medycznych. W tych ostatnich, mimo nieustannego zagrożenia, lekarze nadal wykonują zabiegi chirurgiczne, również te planowe.
Szczególną grupą pacjentów są dzieci potrzebujące operacji serca z powodu wad wrodzonych, które nie tylko utrudniają codzienne funkcjonowanie, ale również zagrażają życiu małych pacjentów. Dzieci te bez operacji mogłyby nie przeżyć.
Brak prądu w trakcie operacji serca to ogromne wyzwanie
Bardzo groźna sytuacja miała ostatnio miejsce w Kijowie, który od pewnego czasu znajduje się pod intensywnym ostrzałem. W tamtejszym Instytucie Serca zabrakło prądu. Akurat trwała tam operacja serca dziecka. W trakcie operacji serca prąd jest niezbędny do tego, by zasilić pracujący respirator i sztuczne płuco-serce (czyli urządzenie, które w trakcie operacji na otwartym sercu przejmuje jego funkcje przy użyciu pompy mechanicznej).
Urządzenia te mają co prawda własne baterie, ale wystarczają one na krótko, tymczasem interwencje medyczne na sercu trwają nieraz przez wiele godzin.
Lekarze dokończyli zabieg, wykorzystując szpitalny generator - by oszczędzić prąd, korzystali również z latarek. Krótką relację z tej operacji zamieścił na Twitterze serwis NEXTA:
"W Instytucie Serca w Kijowie w wyniku ostrzału zgasło światło podczas operacji na sercu dziecka. Na szczęście w szpitalu jest generator i lekarzom udało się dokończyć operację".
"Kontynuujemy pracę mimo wszystko"
Całą sytuację skomentował Instytut Serca na swoim facebookowym profilu. Jak napisano: " Dziś staliśmy się świadkami kolejnego "ruskiego miru" w praktyce: to rakietowy ostrzał, który zabrał ludzkie życia i pozbawił prądu i wody miast i całych obwodów. A co na to my? Kontynuujemy pracę mimo wszystko".
Borys Todurow, dyrektor Instytutu poinformował na nagraniu, że w trakcie ostrzału w placówce przebywało 190 chorych i 300 pracowników. Jak powiedział, nie stracono żadnego pacjenta, a mimo braku prądu, ogrzewania i wody trwały pilne operacje. "Cieszcie się, Rosjanie. Dziecko leży na stole, a podczas operacji wyłączyło się światło. Brawo. Bardzo dobrzy ludzie" - powiedział.