Nogę pana Pawła pokrywa 30-kilogramowa narośl, lekarze rozkładają ręce. "Odetnę sobie tę nogę"
Pan Paweł Kitlas z Białegostoku ma ogromne guzy na nodze. Jeden z nich waży prawie 30 kg! Mężczyzna z trudem się porusza i walczy z niewyobrażalnym bólem. Jednak wciąż nie ma postawionej diagnozy. Mężczyzna ma nadzieję, że znajdzie się lekarz, który wreszcie znajdzie przyczynę narastających guzów i go wyleczy. Szuka specjalisty nawet za granicą.
Pan Kitlas z żoną wiedli spokojne życie. Nic nie wskazywało na tak dramatyczny obrót spraw. Jednak w pewnym momencie pan Paweł zaczął się skarżyć na ból nóg. Wszystko zaczęło się od puchnących stóp i kostek. Obrzęk był tak duży, że pan Paweł nie był w stanie założyć butów. Po pewnym czasie noga zaczęła puchnąć ze zdwojoną siłą, do tego zaczęły pojawiać się na niej guzy.
W 2014 pan Paweł trafił do szpitala w związku z problemami kardiologicznymi. Poprosił lekarzy, by przyjrzeli się guzowi na nodze. W momencie trafienia do szpitala guz ważył ok. 6 kg. Po kilku dniach jego masa dwukrotnie się zwiększyła. Jednak lekarze nie potrafili mu pomóc.
"Zaczęło się od tego, że zaczęły mi puchnąć stopy, palce. Pracowałem wtedy w sklepach, w ochronie. Później zaczął rosnąć guz, w ciągu tygodnia to ważył już ze 3 kilogramy. Tylko, że ten guz pierwszy mnie nie bolał, nie chodziłem o kulach, jeszcze pracowałem. Praktycznie do 2017 pracowałem z tym guzem. Lekarze nie chcieli na początku mnie leczyć, bo byłem osobą bardzo otyłą i tak mnie zostawili, twierdząc, że to od otyłości" – opowiada Paweł Kitlas.
"Tak naprawdę to wybłagałem konsultację chirurga. Niestety na niewiele się to zdało. Usłyszałem, że winna jest moja otyłość i po kilku dniach zostałem wypuszczony do domu" – dodaje.
Ogromne guzy wciąż odrastają
Przez kolejne dwa lata pan Paweł szukał lekarza, który mógłby mu pomóc. Niestety bez skutku. Żaden specjalista nie wiedzał, co to za schorzenie. W tym czasie guzy cały czas rosły. Dopiero w 2018 roku mężczyzna znalazł chirurga, który podjął się usunięcia zmian.
"Operacja trwała 6 godzin. Guz był bardzo duży, do tego zespolił się z naczyniami krwionośnymi, co jeszcze bardziej utrudniało zadanie. Nie dało się go tak po prostu wyciąć" - wspomina pan Paweł.
Operacja miała być nadzieją na lepsze życie. Tak się jednak nie stało. Okazało się, że guzy są bardzo trudne do usunięcia, a w dodatku odrastają i powodują ogromny ból.
"Pierwszy guz miał prawie 15 kilo wagi, więc jak wycinali, to dwóch młodych lekarzy nie mogło tego podnieść. A on około 250 cm szerokości miał" – opowiada pan Paweł.
Rok później pan Kitlas ponownie znalazł się na stole operacyjnym. Tym razem wycięto mu guza, który ważył 27 kg!
Po operacji zmiany wciąż odrastały, powodując potworny ból, uniemożliwiający funkcjonowanie, a nawet mówienie. Mężczyzna nie może spać, traci przytomność. Guzy odrastają nie tylko na nodze, lecz także wewnątrz organizmu i uciskają serce i inne organy.
Lekarze rozkładają ręce
Nie pomogła nawet operacja bariatryczna i wyleczenie otyłości, która miała być rzekomo przyczyną problemów zdrowotnych pana Pawła. Nie wiadomo też skąd się biorą narośle ani dlaczego odrastają. Lekarze na początku stwierdzili, że jest to tłuszczak, ale ostatecznie nikt później nie potwierdził tej diagnozy.
"Podczas operacji pobrano wycinek do badania histopatologicznego. W opisie podano, że zmiana przypomina tłuszczaka. Przy drugiej operacji badanie powtórzono – wtedy wpisano, że to tłuszczak" - mówi pan Paweł. Jednak żaden z lekarzy później tego nie potwierdził.
Mężczyzna nadal nie usłyszał diagnozy. Przez to też nie może znaleźć pomocy wśród lekarzy, bo nikt nie wie, co mu jest. Specjaliście spekulowali, że może być to słoniowacizna, choroba Dercuma lub obrzęki limfatyczne. Ostatecznie jednak nie postawiono żadnej diagnozy. Mężczyzna nie wie, gdzie ma szukać pomocy.
"Pisałem do lekarzy, z niektórymi po wymianie kilku wiadomości kontakt się urywał. Kiedy okazało się, że guzy tworzą się nie tylko na nodze (obecnie zmiany zlokalizowane są również w okolicy serca, żeber, łopatki, kości ogonowej) usłyszałem, że wszystko sobie wymyśliłem" – mówi pan Paweł.
Lekarze odsyłają pana Pawła z kwitkiem, a lista specjalistów zaczyna się kurczyć. Żona pana Pawła wpadła na pomysł żeby poszukać leczenia zagranicą. Jest jednak ono niezwykle kosztowne. Na razie małżeństwo ma kontakt do specjalisty z Niemiec.
"Nikt nic nie wie, nie mam stwierdzonej diagnozy, a mnie boli, kłuje, piecze, bo guz na guzie rośnie teraz. Staram się nie poddawać, robić wszystko, ale już chorobowo nie wytrzymuję. Liczę na to, żeby znalazł się lekarz, który da mi choć 5 proc. szans, że on zajmie się tym i będzie szukał. A nie otworzy drzwi: „dobra dziękuje, naprawdę współczuje panu, ale proszę więcej nie przychodzić”. Bo tak też słyszałem ostatnio" - tłumaczy.
"Jeśli nie znajdę pomocy, to obetnę sobie nogę" - mówi zrezygnowany.
Praca mimo ogromnego bólu
Pan Paweł z żoną szukają specjalisty poza granicami Polski, który podejmie się zdiagnozowania tej przypadłości. Jednak oboje zdają sobie sprawę, że leczenie będzie bardzo kosztowne, dlatego mężczyzna założył nawet zbiórkę pieniędzy na ten cel.
Trudna sytuacja materialna nie pozwala również zrezygnować panu Pawłowi z pracy. Dlatego 39-letni mężczyzna, mimo poważnych problemów zdrowotnych i zmagań z niewyobrażalnym bólem, nadal pracuje. Brak diagnozy nie uprawnia go nawet do renty.
"Przez 3 lata byłem na rencie. Podczas komisji urzędnicy stwierdzili, że jestem "częściowo zdolny do pracy". Nie pomogło pismo od chirurga, w którym podkreślono, że mój stan się nie poprawił i zapewne się nie poprawi, a wykonywanie kolejnych operacji nie jest żadnym rozwiązaniem. Próbowano mi wmówić, że mam chorobę przewlekłą. Tylko że nie mam diagnozy i nikt nie potrafi jej postawić. Moją zdolność do pracy argumentowano tym, że pracuję. Owszem pracuję, bo nie mam wyjścia. Musimy z żoną z czegoś żyć. Poczułem się jak śmieć na tej komisji" - żali się.
Mężczyzna jednak nie ma zamiaru się poddawać. Będzie walczyć o rentę i przede wszystkim o swoje zdrowie. Nie tylko dla siebie, ale też dla żony, która jest dla niego ogromnym wsparciem. Jak twierdzi, gdyby nie ona, już dawno by się poddał.