Nie myje się, śpi na ulicy. Nikt nie wie jak pomóc młodej schizofreniczce z Bydgoszczy
Po trzydziestce powinna układać sobie życie, zamiast tego wybrała życie na ulicy. Młoda kobieta ze schizofrenią paranoidalną od miesięcy koczuje na bydgoskiej ulicy, a służby twierdzą, że nie mogą jej pomóc. Zdesperowana matka przynosi jedzenie, chociaż córka z nią nie rozmawia. Czy znajdzie się rozwiązanie tej sytuacji?
Zaczęła słyszeć głosy, skończyła na ulicy
Express Bydgoski opisał dramatyczną historię pani Anieli i jej córki, Julii. Chociaż Aniela wychowywała dziecko samotnie, dbała, aby niczego nie zabrakło: na co dzień córka miała zapewnione warunki do nauki, fajne ubrania i dobre życie, w wakacje podróżowały po Polsce.
Julia skończyła studia, pracowała, zamieszkała z chłopakiem, myśleli o ślubie. Do czasu. Dziewczyna zmieniła się, zrobiła podejrzliwa, nerwowa, zaczęła mieć halucynacje, słyszeć głosy i widzieć ludzi, których nie było. Trafiła pod opiekę medyków.
Diagnoza schizofrenii paranoidalnej okazała się dla chłopaka za trudna do udźwignięcia. Odszedł do innej kobiety. To podłamało Julię, co odbiło się na jej codziennym życiu. Jej stan się pogarszał, straciła pracę.
Wróciła do domu mamy, a stamtąd trafiła do szpitala psychiatrycznego. Jej stan nie był stabilny, bywała agresywna, budziła nocami siebie i innych, czuła się prześladowana, wzywała policję. Spokój nastał, gdy zamieszkała w ośrodku dla kobiet. I taki względny spokój trwał 4 lata.
Julia znów zaczęła mieć problemy, wyła i krzyczała po nocach, nie sprzątała, była problematyczna dla lokatorek i personelu. Do tego stopnia, że z placówki ją wyrzucono, ale nie chciała wrócić do domu rodzinnego. Koczuje na ulicy, na przystanku, ok. 600 m od domu.
Schizofreniczka mieszka na ulicy. Nikt nie wie, jak pomóc
Nie chce wrócić do domu, nie chce się leczyć. Od matki dostaje koce, ubrania, jedzenie – ale nie chce go, sądząc, że jest zatrute. Pieniędzy już nie dostaje, bo rozdawała je obcym ludziom. Myje się w hydrantach albo wcale. Taka sytuacja trwa już 9 miesięcy, w tym czasie Julia była w domu dwa razy, raz siedziała 4 godziny w wannie z zimną wodą.
- Ona na żaden pobyt w szpitalu się nie zgadza. Jestem bezradna. Policja i inne służby też. Skoro ona odpowiada im prawidłowo, jak się nazywa, to uznają, że kontaktuje. A skoro kontaktuje, to jest zdrowa - opisuje zdesperowana matka, cytowana przez Express Bydgoski.
- W tym przypadku nie znajdziemy rozwiązania, które przyniesie natychmiastowe efekty, diametralnie zmieniając prowadzony przez 37-latkę tryb życia – Express Bydgoski cytuje Martę Frankowską, rzeczniczkę Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. - Pracownicy zawodowej służby socjalnej mogą podejmować działania wyłącznie w ramach Ustawy z dnia 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej, w której środki przymusu, nakazu czy wywierania presji na beneficjenta są niedozwolone.
-Naszym zadaniem jest umożliwienie osobom przezwyciężanie trudnych sytuacji pod warunkiem wyrażenia woli współpracy z zawodową służbą socjalną - wyjaśnia Marta Frankowska. - Działania, w tym te z zakresu specjalistycznego wsparcia, które kierowane są do osób mogących samostanowić o sobie, prowadzone są za zgodą strony wnioskującej. (...) Jeśli beneficjent nie zgadza się, pracownik socjalny musi zaakceptować jego decyzję. Gdy osoba, np. wskutek choroby psychicznej, nie jest w stanie kierować swym postępowaniem, a decyzje przezeń podejmowane bezpośrednio narażają ją na utratę zdrowia lub życia, powinniśmy jak najszybciej podjąć kwestię ubezwłasnowolnienia. (...) Pracownicy socjalni i inni przedstawiciele służb pomocowych nie mogą zmusić osoby bezdomnej, by ta zamieszkała w schronisku. Oznaczałoby to naruszenie jej praw do wolności i samostanowienia.
Pani Aniela złożyła do sądu wniosek o ubezwłasnowolnienie córki. Wciąż czeka na rozprawę.
Imiona bohaterek zostały zmienione.