Nadeszła nowa fala COVID-19? Dr Grzesiowski: Teraz mamy namacalne dowody
W ostatnim czasie coraz mocniej powraca temat koronawirusa. Coraz więcej osób skarży się choćby na bóle gardła i głowy, a potem okazuje się, że to covid. Padają pytania o nowy wariant. Główny Inspektor Sanitarny, dr n. med. Paweł Grzesiowski komentuje sytuację w rozmowie z Poradnikiem Zdrowie i informuje, że problem koronawirusa jest zauważalny nie tylko w Polsce.
W mediach pojawiają się doniesienia, że po koncertach Taylor Swift, gdzie gromadziły się tłumy, zauważono nagły wzrost zachorowań na COVID-19. Trwa Olimpiada, a zatem obawa nie maleje. Dr n. med. Paweł Grzesiowski, Główny Inspektor Sanitarny komentuje sytuację w Polsce i wskazuje, że problem jest złożony, a dane są mocno niedoszacowane.
Nowa fala COVID-19? Główny Inspektor Sanitarny nie ma wątpliwości
Coraz częściej wśród znajomych, czy rodziny można usłyszeć, że ktoś choruje na covid, a jako jeden z objawów wskazywany jest ból gardła. Padają zatem pytania, czy nie pojawił się może kolejny wariant, który odznacza się wzmożoną transmisją. Dr Paweł Grzesiowski wyjaśnia obecną sytuację.
- Cały czas powodem zakażeń jest wariant Omicron. Musimy jednak pamiętać, że pojawiają się jego nowe odmiany. Najwięcej zachorowań wywoływanych jest wciąż przez wariant JN.1, ale mamy też jego kolejne wariacje. Co więcej, istnieją warianty KP.2, KP.3 itd. niemniej niewiele próbek jest sekwencjonowanych, więc trudno powiedzieć, które z nich dominują. Nie jesteśmy oderwani od reszty świata i Europy. Jeżeli tam dominuje potwierdzenie JN.1 to u nas jest tak samo - wskazuje Główny Inspektor Sanitarny.
Choć w ostatnich dniach znacznie więcej mówi się w mediach o koronawirusie, to jednak dr Grzesiowski przypomina, że już w czerwcu informował o pojawieniu się nowej fali COVID-19.
- Teraz mamy namacalne dowody, ponieważ dane wskazują, że wzrosła ilość wirusa w ściekach, a to jest absolutnie niepodważalny wyznacznik kolejnej fali zachorowań - podkreśla Główny Inspektor Sanitarny.
Specjalista podkreśla, że poziom wykonywania testów wśród pacjentów jest na tak niskim poziomie, że a ten moment możemy jedynie mówić o sygnałach płynących z różnych przychodni podstawowej opieki zdrowotnej. Te jednak nie ukazują skali problemu.
- Jeżeli wykonujemy teraz 200-300 testów dziennie, a kiedyś była to liczba kilkudziesięciu tysięcy dziennie, to od razu widać, że mając tak okrojone dane, nie możemy praktycznie nic powiedzieć, by rzetelnie ocenić skalę tej fali. Mamy tylko szansę wskazać, że trend jest taki, że tych zachorowań jest 10 razy więcej niż miesiąc temu. Natomiast dane są tak mocno niedoszacowane, że nie możemy się na nie powoływać - zaznacza dr Grzesiowski
Ekspert zaznacza, że różnica w obecnym procesie chorowania, a pierwszymi latami pandemii jest taka, że jest więcej lekkich zachorowań. Obecnie zazwyczaj konieczność leczenia szpitalnego przypada na drugi lub trzeci tydzień choroby. Poza tym rzadziej występują zgony na skutek zakażenia koronawirusem.
- Mamy kłopot. Nie jest to jednak problem, który dotyka wyłącznie Polski. Większość krajów przestała w sposób planowy monitorować zachorowania na COVID-19. Potraktowano tę chorobę jak inne infekcje układu oddechowego jak np. RSV czy grypę. Natomiast jeżeli nie działają zintegrowane system nadzoru epidemiologicznego typu Sentinel, polegające na pobieraniu badań w wydzielonych gabinetach, żeby mieć orientację, jaka jest skala zjawiska, to posiadamy wyłącznie szczątkowe dane, a to jest jednak nowy, nieprzewidywalny wirus - wskazuje dr Grzesiowski.
Zachorowania na covid to nie wina koncertów? Dr Grzesiowski wyjaśnia
Jak już wspomnieliśmy po widowiskowych koncertach Taylor Swift, na których zgromadziła się ogromna rzesza fanów, pojawiły się głosy o dużym i nagłym wzroście zachorowań. Dodatkowo latem znacznie częściej przemieszczamy się w różne miejsca, czy podróżujemy, spotykając wielu ludzi. Choć bez wątpienia wydarzenia masowe mocno sprzyjają transmisji wirusa, to jednak są także inne czynniki, które powodują nową falę COVID-19.
- To nie jest tak, że z powodu koncertu mamy covid. To nie ma też nic wspólnego z urlopami, ani z latem, czy zimą. Cykl zachorowań wyznacza nasza odporność i nowe warianty. Od 2021 roku mamy dość regularne fale, mniej więcej raz na pół roku z nowym wariantem dominującym. A to dlatego, że nasza odporność spada, a nowy wariant ucieka odporności. To właśnie te dwa czynniki decydują kiedy będzie kolejna fala - wyjaśnia ekspert.
Dr Grzesiowski wskazuje, że kiedy mutacja wirusa zwolni, to także fale zachorowań będą rzadsze. Natomiast niestety, jeśli trend mutacji będzie wyglądał tak jak obecnie, to co pół roku możemy spodziewać się kolejnego wzrostu liczby pacjentów z COVID-19. To jednak nie wszystko, ekspert zaznacza, że potrzebujemy nowych szczepionek, które zapewnią nam wieloletnią ochronę przed wirusem.
- Ani szczepionka firmy Novavax, ani szczepionki wykonane w technologii mRNA nie zapewniają wieloletniej odporności, a jedynie na okres od sześciu do dziewięciu miesięcy. A to jest dokładnie ten cykl, kiedy spada odporność po przechorowaniu lub przyjęciu szczepionki i jednocześnie pojawia się nowy wariant. A wtedy mamy kolejną falę zachorowań - podsumowuje specjalista.