Mniej zawałów serca i chorób zakaźnych dzięki pandemii? To możliwe – twierdzi dr Grzesiowski
Powszechna izolacja oraz obowiązek noszenia maseczek sprawiły, że znacznie spadła częstotliwość występowania większości chorób zakaźnych. O ile można było się tego spodziewać, o tyle bardziej zaskakujący jest spadek liczby rejestrowanych zawałów serca.
Doktor Paweł Grzesiowski – pediatra, immunolog, ekspert ds. szczepień i prezes zarządu fundacji Instytut Profilaktyki Szczepień – twierdzi, że to niespodziewany, ale możliwy efekt pandemii koronawirusa. W jaki sposób mogło do tego dojść?
Doktor Grzesiowski o tym, jak pandemia COVID-19 wpłynęła na częstotliwość występowania innych chorób zakaźnych oraz na liczbę rejestrowanych zawałów serca
Doktor Paweł Grzesiowski w rozmowie z Bartoszem Wróblewskim z „Poradnika Zdrowie” tak opowiadał o wpływie pandemii COVID-19, powszechnej izolacji oraz obowiązku noszenia maseczek na częstotliwość występowania innych chorób zakaźnych oraz na liczbę rejestrowanych zawałów serca:
Wiele chorób zakaźnych w ogóle przestało funkcjonować. W tym okresie, kiedy jesteśmy w większej izolacji, spadła grypa, odra, krztusiec, meningokoki, pneumokoki. Mamy zjazd w statystykach właściwie wszystkich chorób zakaźnych. Łącznie z salomonellą. Nieczynne są restauracje, a więc nie ma zatruć pokarmowych. Nieczynne są placówki gastronomii zbiorowej, hotele, wyjazdy, kolonie, więc jest dużo mniej osób, które mają problemy związane z zatruciami pokarmowymi, żywnościowymi, wodnymi i tak dalej. Jedna choroba, której na razie nie bardzo to zaszkodziło, to klostridioza, czyli ciężkie zapalenie jelit wywołane przez bakterie clostridium difficile, która niestety rozwija się u pacjentów poszpitalnych po antybiotykoterapii. Tu mamy znaczne wzrosty zachorowań i to jest bardzo niepokojące, bo ci ludzie też mogą tracić życie z powodu ciężkiej biegunki już po COVID-zie. Czyli oni przeszli tę najgorsza fazę COVID-u, wyzdrowieli, poszli do domu i zaczynają mieć zapalenie jelita wywołane przez tę bakterię.
Mówiło się trochę o tym, że system ochrony zdrowia jest niewydolny, bo szpitale są zmieniane w COVID-owe przez co cierpią pacjenci z innymi dolegliwościami. Czy obserwujemy większą śmiertelność z powodu na przykład udarów, wylewów, zawałów, nowotworów?
Biorąc pod uwagę pierwsze dziewięć miesięcy roku 2020, właściwie nie obserwowano tego zjawiska. To jest ciekawe, bo nam się tak wydawało, prawda? Nagle okazuje się, że w szpitalach spadła liczba na przykład interwencji kardiologicznych pacjentów z podejrzeniem zawału. No co się stało, nagle ludzie przestali mieć zawały? To jest prawie niemożliwe. Ale z drugiej strony może jednak tak jest, że ludzie nie chodząc do pracy, nie wychodząc z domu, mając mniejszy wysiłek, mieli mniej zawałów? Po prostu – mniej stresu, mniej wysiłku, mniej infekcji. I to też mogło spowodować mniejszą ilość epizodów niedokrwiennych serca. Jest też na pewno grupa pacjentów, którzy – załóżmy – doznali zawału i zmarli w domu, czego nie wiemy, bo nie ma rozpoznania sekcyjnego. Czyli jest na pewno jakaś grupa chorych, która nie trafia do szpitala w określonym czasie, nie trafia pod opiekę lekarza. Najgroźniejsze w tym zakresie mogą być choroby nowotworowe. Bo tutaj, jak opóźnimy rozpoznanie nowotworu o rok, no to będzie tragedia, bo ten guz tak urośnie, że prawdopodobnie nie da się pacjenta uratować. Boję się, że część takich pacjentów dopiero zobaczymy, że oni jeszcze nie zostali rozpoznani. Bo jeszcze siedzą w domach.