Miała guza mózgu wielkości pomarańczy. Tłumił jej wszystkie emocje. "Nie płakałam od dwóch lat"
Brytyjka Michelle Francis skarżyła się na chroniczne zmęczenie, wahania nastroju i szumy uszne. Poszła do lekarza rodzinnego, który przypisał jej antybiotyk na zapalenie zatok. Z biegiem czasu objawy w ogóle nie ustępowały, wręcz odwrotnie – utrudniały jej normalne funkcjonowanie, a do tego musiała borykać się jeszcze z zaburzeniami osobowości. W końcu w szpitalu usłyszała diagnozę. Okazało się, że te dolegliwości odpowiada guz mózgu, który wielkością przypominał pomarańczę.
W czerwcu 2020 roku 47-letnia Michelle Francis z Dartford z Wielkiej Brytanii odczuwała spadek formy. Była cały czas zmęczona i przygnębiona, a do tego dokuczały jej szumy uszne. Udała się na wizytę do lekarza rodzinnego, który po zbadaniu stwierdził, że to zapalenie zatok. Przypisał jej antybiotyk. W ciągu roku skarżyła się na coraz więcej dolegliwości, m.in. z zaburzeniami osobowości, niewyraźne widzenie oraz drętwienie kończyn.
Diagnoza lekarzy była druzgocąca
"Przytyłam, cały czas byłam senna i nie miałam też ochoty spotykać się z przyjaciółmi. Ludzie sugerowali mi, że może przechodzę menopauzę" – opowiada kobieta w rozmowie z portalem "The Sun". Dodaje, że była nieprzyjemna i trudna dla otoczenia.
Kilka miesięcy później, w lutym 2021 roku, Michelle poszła jeszcze na konsultację do tego samego lekarza, który tym razem przepisał jej leki przeciwdepresyjne. 47-latka czuła się tak, jakby wisiała nad nią ciemna chmura. W listopadzie 2021 roku w domu dostała ataku, a potem straciła przytomność. Trafiła do szpitala, gdzie wykonano jej szereg badań, m.in. tomografię komputerową. Na podstawie badań obrazowych lekarze stwierdzili u niej guza mózgu wielkości pomarańczy.
"Guz tłumił wszystkie moje emocje. Nie płakałam od dwóch lat, nawet w momencie, gdy usłyszałam tę druzgocącą diagnozę" – wyznaje 47-latka.
Stwierdzono u niej też zespół stresu pourazowego
18 stycznia 2022 roku w londyńskim szpitalu Kings College Hospital kobieta przeszła sześciogodzinną kraniotomię, czyli zabieg polegający na usunięciu fragmentu kości czaszki. Okazało się, że był to oponiak nienowotworowy II stopnia. "Moja operacja zakończyła się sukcesem, mój guz nie był nowotworowy i przeżyłam' - mówi kobieta.
Po kilku dniach Michelle została wypisana do domu. Niestety musiała szybko wrócić do szpitala, ponieważ w ranie rozwinęła się ciężka infekcja. W wyniku tego straciła zmysł węchu i smaku.
47-latka musi przyjmować leki przeciwpadaczkowe. Lekarze zdiagnozowali też u niej zespół stresu pourazowego (PTSD) i ostrzegli ją, że guz nie został w całości usunięty, więc istnieje ryzyko, że może odrosnąć w przyszłości. W takiej sytuacji może czekać ją kolejna operacja lub leczenie onkologiczne za pomocą radioterapii.
Obecnie Michelle jest pod stałą kontrolą lekarza. Na razie czuje się dobrze. Nawiązała też współpracę z organizacją charytatywną Brain Tumor Research i teraz apeluje do innych, by nie lekceważyli niepokojących objawów.