Lignina i podkłady zamiast podpasek. Szpital "odpiera" zarzuty pacjentki
Kilka dni temu opublikowaliśmy bardzo emocjonalny list pani Judyty, poruszonej faktem, że w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym WUM nie ma podpasek dla pacjentek. Przed publikacją list z prośbą o wyjaśnienia przesłaliśmy do szpitala. Odpowiedź robi wrażenie.
Pani Judyta* była we wrześniu tego roku pacjentką oddziału położniczo-ginekologicznego UCK. Zdumiała ją sytuacja, że szpital nie zapewnia pacjentkom środków higienicznych, czyli podpasek, które w jej ocenie podczas leczenia na takim oddziale są niezbędne.
Została jednak poinstruowana przez personel, że może je sobie kupić w szpitalnym sklepiku oddalonym od oddziału o ok. 2 minuty spaceru. Udało jej się zakupu dokonać (cena 20 zł za 10 sztuk) i ustalić, że w sytuacjach skrajnych (pacjentka źle się czuje, nie ma pieniędzy itp.) z pomocą przychodzą niektóre z położnych. Same - z własnych środków - finansują zakup artykułów higienicznych.
Według pani Judyty takie traktowanie ubezpieczonych pacjentek, przebywających w europejskiej placówce szpitalnej jest po prostu niehumanitarne.
Podpaski - szpital odpowiada na zarzuty pacjentki
Dostaliśmy odpowiedź na list. Krótką i dość zaskakującą.
- Informuję, że zgodnie z art. 15 ust. 1 ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz.U. z 2024 r. poz. 146) UCK WUM gwarantuje pacjentkom niezbędne środki higieny.
Na oddziale położniczym i ginekologicznym są to wkładki z ligniny oraz pokłady zabezpieczające na łóżko. Zdajemy sobie sprawę, że nie są to produkty tak komfortowe jak podpaski higieniczne. Niemniej nie możemy mówić o braku zabezpieczenia w środki higieny osobistej.
Pod listem podpisała się rzeczniczka placówki, Barbara Mietkowska.
Podpaski - towar luksusowy?
Trudno tę odpowiedź potraktować jako przejaw szczególnej troski o dobrostan pacjentek. I zapewne ustawa do niego nie zmusza, ale czy faktycznie tak sobie wyobrażamy opiekę w XXI wieku?
Owszem, starsze pokolenia pamiętają pacjentki bez majtek, drobiące kroczki, żeby spomiędzy nóg nie wyleciał kawał ligniny, ale wydawało się, że tego rodzaju rozwiązania odeszły do przeszłości.
Teoretycznie nie jest źle. Zwykle majtki już wolno mieć, a lignina zamiast podpaski to jednak nie rosyjska "Prawda" zamiast papieru toaletowego (gazeta, która zastępowała go w PRL-u nie tylko z powodu niezwykłej miękkości papieru, ale też niekoniecznie szanowanej zawartości). Tak czy owak - jakoś żal.
Szczerze, spodziewaliśmy się jednak trochę więcej empatii i zrozumienia dla pacjentek. Chociaż, zapewne, gdyby była ta empatia, lignina jako środek higieniczny dla krwawiących kobiet już dawno zniknęłaby z polskich szpitali. Trzeba bowiem przyznać, że to nie jest tylko problem WUM. To polska norma.
WUM lubi się przedstawiać jako instytucja nowoczesna, nadążająca za światem. Wydawać by się mogło, że proponuje podpaski nie tylko pacjentkom, ale różowe skrzyneczki to stały element wyposażenia uniwersyteckich toalet - choćby dla zapominalskich (czy po prostu zaskoczonych nieterminowym okresem) lekarek, pielęgniarek, studentek, wykładowczyń, laborantek, krewnych pacjentów... Akurat!
Podpaski dla pacjentek - wydumany problem?
Generalnie kwestia podpasek w polskich szpitalach nie wydaje się problemem palącym. Brakuje personelu, nowoczesnego sprzętu, dostępu do nowoczesnych technologii i leków, mydła i środków odkażających w dozownikach, papieru toaletowego... Jedzenie jest zwykle do bani, a nawet jeśli nie, brakuje sztućców czy kubków.
Wszyscy trochę przywykliśmy, że to jest normalne. Teraz, w obliczu wielkiej tragedii i zmagania się z powodzią, narzekanie na brak podpasek brzmi szczególnie niepoważnie. Tylko czy aby na pewno?
Spróbujmy sobie wyobrazić, że ktoś na terenach objętych powodzią, w ramach dobroczynności, tnie ligninę z metra i proponuje zamiast podpasek. Nie godzi się? A pacjentkom można to robić powszechnie.
Jesteśmy bardzo ciekawi, co na to MZ, NFZ, RPO, RPP. I ustalimy to wkrótce.