"Koronawirus – co musisz wiedzieć?” - webinarium dr. Michała Sutkowskiego
16 kwietnia odbyło się webinarium dla Poradnikazdrowie.pl z udziałem dr. Michała Sutkowskiego, specjalisty medycyny rodzinnej i chorób wewnętrznych oraz prezesa Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, który odpowiedział na najbardziej nurtujące Polaków pytania dotyczące koronawirusa.
Joanna Karwat, Poradnik Zdrowie: Jak wygląda aktualna sytuacja epidemiczna w Polsce? Czy krzywa zachorowań się wypłaszcza? Czy udało nas się zatrzymać w domach na święta?
dr Michał Sutkowski: O tym, jak zachowywaliśmy się w święta, przekonamy się tak naprawdę w trzecim tygodniu kwietnia, czyli mniej więcej tydzień po świętach. Jeśli zachowywaliśmy się w sposób przyzwoity, czyli zostaliśmy w domach z domownikami, nie odwiedziliśmy zbyt wielu osób, to powinno być dobrze - krzywa zachorowań będzie wzrastała, ale w niewielkim stopniu, i na przełomie kwietnia i maja powinna się wypłaszczać.
Jeżeli natomiast popełniliśmy w święta trochę błędów: widzieliśmy się z różnymi osobami, nie zachowaliśmy wymaganego odstępu, przebywaliśmy w miejscach, w których nie powinniśmy przebywać, to będzie gorzej.
Moim zdaniem będzie coś pośredniego - sam widziałem wiele przypadków łamania zasad, które służą zdrowiu publicznemu, są ustanowione po to, by ograniczyć rozwój pandemii koronawirusa, a nie po to, byśmy żyli jak w klatce.
Dużo też zależy od tego, jak tera będziemy się zachowywać - w końcu przed nami majówka, która wszystkim kojarzy się z wypoczynkiem i wyjazdami. Może ona zmienić krzywą pandemiczną. Ale porównując sytuację Polski do innych krajów Europy Zachodniej czy USA, nasza krzywa zachorowań jest na naprawdę przyzwoitym poziomie. Jest to spowodowane właściwie wprowadzonym w naszym kraju nakazom administracyjnym, które rekomendowali również lekarze.
Kluczowe były tu ograniczenia w poruszaniu się wprowadzone w pierwszej fazie epidemii, dystansowanie społeczne oraz stosowanie płynów do dezynfekcji. Nie mniej ważne było wdrożenie odpowiedniej sekwencji działań: zamknięcie granic, a także szkół, żłobków i przedszkoli.
Od czego zależy szczyt zachorowań na koronawirusa?
Jeśli chodzi o szczyt zachorowań, Polska jest spóźniona w stosunku do innych państw o jakieś 2-3 tygodnie. Ale to, kiedy liczba zgonów osiągnie najwyższy punkt, zależy też od różnych czynników, m.in. od stanu przygotowania do epidemii danego państwa, od wdrożenia obostrzeń (we Włoszech czy w USA zostały one wprowadzone za późno), zakaźności zarazka, a także stopnia przygotowania służby zdrowia.
Jeżeli w czasie świąt wielkanocnych nie zastosowaliśmy się do zaleceń ekspertów, może się okazać, że szczyt zachorowań jest dopiero przed nami.
Warto wiedzieć: Przyłbica - gdzie kupić, cena, dezynfekcja. Przyłbica zamiast maseczki
Jak można zarazić się koronawirusem z Chin?
Koronawirusem można zarazić się dwa razy? Eksperci wciąż prowadzą badania
Od 16 kwietnia mamy obowiązek zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych. Co najlepiej sprawdzi się w tej roli: maseczki, chusty, przyłbice?
Ustawodawca przewidział stosowanie przyłbic głównie przez osoby mające kontakt z dużą liczbą osób, np. sprzedawców w sklepie. Będzie to dobra ochrona, ale tylko wtedy, gdy będzie jeszcze druga warstwa poliwęglanu chroniąca kasjerkę czy kasjera w postaci szyby. W innych sytuacjach wymagane jest noszenie maseczki lub zakrywanie ust częścią garderoby. Ale jaka ochrona, taki efekt, dlatego najlepiej jest używać jednak maseczek, które są znacznie skuteczniejsze niż chustka czy szalik.
Stosowane przez nas maseczki nie są filtrujące, lecz oporowe - zmniejszają one ciśnienie wyrzutu powietrza i zatrzymują niewielką ilość cząsteczek wirusa. Najbardziej polecałbym noszenie maseczek chirurgicznych, które najlepiej chronią przez koronawirusem.
Jak zakładać maseczkę? O czym musimy pamiętać?
Najważniejsze jest porządne umycie rąk przez co najmniej 30 sekund, wcześniej jednak zdejmijmy wszelkie obrączki, pierścionki i zegarki. Nasze paznokcie powinny być krótko obcięte. Jeśli nie mamy możliwości umycia rąk, zastosujmy antyseptykę w postaci płynu na bazie 60- lub 70-procentowego alkoholu. Następnie wyciągamy nową maseczkę chirurgiczną z pudełka.
Na razie możemy ją dotykać, gdyż mamy czyste ręce. Zakładamy ją sobie na twarz, po czym doginamy odpowiednio drucik, który czasem jest wszyty w górną krawędź maseczki. Dzięki temu maseczka będzie lepiej przylegała do twarzy. Możemy pociągnąć ją nieco do przodu, by przed ustami powstała wolna przestrzeń - dzięki temu maseczka nie zmoczy się tak szybko.
Po założeniu maseczki powinniśmy unikać dotykania okolic twarzy czy głowy, odbierania telefonu, a także zakładania okularów - należy to zrobić przed założeniem maseczki. Wcześniej należy też upiąć włosy.
Jednorazową maseczkę z włókniny odciągamy szybko od twarzy, trzymając ją za uszy, i wyrzucamy najlepiej do kosza z napędem pedałowym lub do worka, który następnie zawiązujemy. Na koniec znów myjemy porządnie ręce.
Maseczki mają sens na pewnym etapie pandemii - dziś są potrzebne, miesiąc temu ich noszenie nie miało sensu. Ale same maseczki nie są najważniejsze, jeśli nie zachowamy wymaganego odstępu i będziemy wychodzić bez potrzeby z domu.
Czy kobiety podczas porodu też powinny nosić maseczkę?
Rozporządzenie ministra mówi o tym, że jeśli ktoś ze względu na stan zdrowia nie powinien nosić maseczki, to niech jej nie zakłada. Nikt nie oczekuje od kobiety w ciąży, aby bezwzględnie nosiła maseczkę. W tej sytuacji dobrze jest poradzić się lekarza prowadzącego ciążę, co najlepiej zrobić, ponieważ ciąża ciąży nierówna.
Kto jest zwolniony z noszenia maseczki?
Dzieci do 4. roku życia, osoby niesprawne intelektualnie i ruchowo, a także pewne grupy zawodowe, jak żołnierze czy duchowni. Ale najważniejsze zalecenie brzmi tak, że maseczki nie powinny nosić osoby, których stan zdrowia mógłby się przez to pogorszyć. I co najważniejsze - nie muszą mieć do tego zaświadczenia lekarskiego, gdyby ktoś ich wylegitymował.
Czy mimo założenia maseczki powinniśmy zachować dwumetrowy dystans?
Tak, ponieważ dystans jest tak naprawdę najważniejszy. A skąd zalecenie o 2 metrach? Ponieważ koronawirus jest stosunkowo duży (ma 30 tysięcy nukleotydów i ok. 100 nanometrów) i ciężki, po zakasłaniu czy kichnięciu tworzy w powietrzu duży bioaerozol (zawierający m.in. kropelki naszej śliny oraz komórki nabłonka górnych dróg oddechowych).
Unosi się on przez jakiś czas w powietrzu na przestrzeni mniej więcej metra, a następnie opada. Stąd zalecenie o zachowaniu półtorametrowego odstępu w pracy, a dwumetrowego w przestrzeni publicznej. Ważne, by tego przestrzegać, bo jeśli nie będziemy się do siebie zbliżać, niebezpieczeństwo zakażenia nie jest duże.
Dotyczy to oczywiście objawowych nosicieli, bezobjawowi zarażają jeszcze mniej.
Jak użytkować maseczkę wielorazowego użytku? Czy domownicy mogą się wymieniać takimi maseczkami?
To tak jak z ręcznikiem - każdy domownik powinien mieć swoje maseczki, najlepiej uszyte na miarę, czyli dla dziecka trochę mniejsze, a dla dorosłego - większe. Możemy je nosić dopóty, dopóki nie staną się wilgotne, bo wtedy tracą swoje właściwości.
Ile to może potrwać? Niezbyt długo, ale ile dokładnie - to zależy od wielu czynników, m.in. od tego, jak oddychamy, czy się zmęczymy i zasapiemy podczas noszenia takiej maseczki. Maseczka chirurgiczna przy niewielkim wysiłku i mówieniu wystarcza przeciętnie na pół godziny, ale jeżeli dużo mówimy albo nawet kaszlemy i kichamy, to należałoby ją wymieniać już po 10-15 minutach.
Po użyciu maseczki wrzucamy do zawiązywanego worka, a potem pierzemy w co najmniej 60 stopniach i koniecznie prasujemy.
Co z zakupami? Czy powinniśmy je myć po przywiezieniu ze sklepu?
Oczywiście można to robić, gdyż również na zakupach mogą się znajdować śladowe ilości wirusa. Ale kluczowe jest tak zwane inokulum, czyli dawka wirusa, która może nam zaszkodzić i wywołać zakażenie u człowieka. Jeśli przyniesiemy do domu niewielką dawkę wirusa i wprowadzimy ją nieumyślnie do naszej jamy ustnej i wirus zacznie się tam namnażać, to taka ilość nie powinna zrobić nam krzywdy, nasz system immunologiczny powinien sobie z nią poradzić.
Naukowcy zbadali, ile koronawirus żyje na różnych powierzchniach. Są to jednak badania przeprowadzane w laboratorium, a pamiętajmy, że w środowisku wirus ginie jednak szybciej. Okazuje się, że na plastiku utrzymuje się najdłużej, bo aż 6-6,5 godziny, na metalu - 5,5 godziny, na tekturze i tekstyliach, czyli wszelkich ubraniach - ok. 3,5 godziny.
Po tym czasie wirus usycha, gdyż jest pozbawiony gospodarza. Pamiętajmy, że wirus nie żyje, to tylko fragment łańcucha DNA otoczony kapsydem, czyli płaszczem, który niszczą środki dezynfekujące. Dlatego też plastikowe opakowania produktów spożywczych warto umyć w ciepłej wodzie z dodatkiem detergentu.
Ile czasu koronawirus jest w stanie przetrwać na naszym ubraniu? Czy po wizycie w sklepie powinniśmy zdjąć wierzchnie ubranie i je uprać?
Jak ustalili naukowcy, przez 3-4 godziny wirus pozostaje na ubraniu w większej dawce, ale w bardzo śladowych ilościach można go tam spotkać nawet po 3 dniach. Przyjmuje się, że po 18-24 godzinach już te ilości wirusa nam nie zagrażają.
Po wizycie w sklepie dla bezpieczeństwa lepiej takie ubranie zdjąć, powiesić w ustronnymi miejscu (najlepiej zewnętrznym) i jak najczęściej prać. Warto też częściej prać pościel, czyścić buty - bo to na nich może być najwięcej koronawirusa, który opada. Ale najniebezpieczniejszy jest ten, który unosi się w bioaerozolu - stąd potrzeba dystansowania społecznego i niewychodzenia z domu bez potrzeby.
Polecamy także:
- Jak zrobić filtr do maseczki w domu?
- Jak przekonać 5-latka do maseczki?
- Pocą ci się dłonie w jednorazowych rękawiczkach? Zobacz, co zrobić.
- Jak używać rękawiczek jednorazowych, by nie stały się źródłem zakażenia?
- Seks wzmacnia odporność - czy chroni przed koronawirusem?
- WHO ostrzega, że druga fala epidemii jest pewna - Polacy boją się jednak innej choroby
- Czy wkrótce znów ruszą baseny i kluby fitness?
Jakie objawy COVID-19 powinny nas zaniepokoić?https://www.poradnikzdrowie.pl/sprawdz-sie/objawy/bole-miesni-i-stawow-miesniowo-stawowe-przyczyny-aa-YKjg-hntS-toKb.html
Objawy mogą być bardzo różnorodne, ale jest pewna liczba objawów wspólnych dla większości pacjentów. Możemy mówić o pewnym wzorcu:
- niewielki katar;
- ból tylnej ściany gardła, uczucie drapania;
- suchy kaszel;
- gorączka;
- niewielki ból mięśni i stawów, głównie w obrębie klatki piersiowej przy oddychaniu;
- początkowo nie najgorsze samopoczucie.
Ten stan zaczyna się dosyć nagle pogarszać - ten moment trudno przeoczyć. Wtedy najpóźniej powinniśmy się skonsultować z lekarzem.
W drugiej fazie możemy odczuwać:
W tej fazie choroby powinniśmy już bezwzględnie znaleźć się w szpitalu, gdyż w ciągu kilku dni od wystąpienia pierwszych objawów może u nas dojść do niewydolności oddechowej.
Bardzo nieliczne przypadki przebiegają z wysypką (ale nigdy nie wiadomo, czy to wysypka tzw. covidowa, czy związana z innymi chorobami), biegunką. Ale niektóre objawy mogą wynikać z chorób współistniejących, takich jak nadciśnienie, otyłość, cukrzyca, choroba wieńcowa, astma oskrzelowa, POChP czy choroby nowotworowe.
Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, zadzwońmy do lekarza rodzinnego, a jeśli w tym wszystkim pojawił się kontekst epidemiologiczny (np. spotkaliśmy kogoś, kto pracuje w DPS-ie), to zadzwońmy bezpośrednio do powiatowej jednostki sanitarno-epidemiologicznej lub na infolinię NFZ.
Pojawiły się głosy, że na przebieg COVID-19 mogą mieć wpływ szczepienia, m.in. to na gruźlicę oraz na grypę. Ile w tym prawdy?
Grypa jest z nami od starożytności, od kilkudziesięciu lat potrafimy ją dosyć dobrze badać i diagnozować, a i tak co roku na świecie umiera na nią prawie pół miliona ludzi. Koronawirus SARS CoV-2, który przeszedł ze zwierzęcia na człowieka, jest zupełnie nowy, wciąż wiemy o nim bardzo niewiele, część z tych informacji jest jeszcze niesprawdzona - to trzeba podkreślić.
Są podejrzenia, że szczepionka BCG przeciwko gruźlicy chroni nas w jakiś sposób również przed koronawirusem. Rzeczywiście w krajach, w których ta szczepionka jest lub była obowiązkowa, m.in. w Polsce (gdzie szczepienia na gruźlicę są obowiązkowe od 1955 roku, używa się u nas podszczepu brazylijskiego) oraz w krajach postsowieckich i Chinach zachorowań jest nieco mniej. A kraje, w których tych szczepień się nie przeprowadza, są bardziej dotknięte epidemią koronawirusa, m.in. Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone.
Ale czy to jest związane ze szczepionką BCG? Ma to pewne podłoże medyczne, bo ta szczepionka zwiększa odporność komórkową, więc może być coś na rzeczy. Co więcej, jest ona używana do leczenia chorób nowotworowych u niektórych pacjentów.
Jeśli chodzi o szczepionkę na grypę, to też nie możemy powiedzieć, że jak się szczepiłem, to nie zachoruję poważnie na COVID-19. Byłoby to zbyt proste i mielibyśmy już gotową szczepionkę. Każdy wirus, który atakuje nasze górne drogi oddechowe, ma swoją specyfikę. Koronawirus wiąże się z białkiem ACE2 w nabłonku naszego gardła, a później górnych dróg oddechowych.
I w tym przypadku szczepienie na grypę w zasadzie nie ma w ogóle znaczenia. Grypa grypą, a koronawirus koronawirusem. Ale z drugiej strony można powiedzieć, że jeśli szczepiłem się na grypę, to najczęściej jej nie przechodziłem lub miałem tylko łagodne objawy, więc moja odporność jest lepsza. Więc warto się szczepić na grypę, i to niezależnie od koronawirusa. Bo sama grypa jest bardzo niebezpieczną chorobą, a dodatkowo możemy się uchronić przed powikłaniami występującymi w przypadku COVID-19.
Jak wygląda liczba zachorowań i śmiertelność w przypadku grypy w tym sezonie?
Na grypę w sezonie infekcyjnym choruje co roku zwykle 4,5-5,5 mln osób. W zeszłym roku zmarło na nią między 144 a 157 osób (zwykle umiera około 100), ale jest tylko wierzchołek góry lodowej. Grypa może zaostrzać przebieg chorób przewlekłych u osób starszych, podobnie zresztą jak COVID-19. I nie zawsze są one ujmowane w statystykach zgonów. Najlepszym przykładem państwa, w którym robi się bardzo dużo testów na grypę, są Stany Zjednoczone. Tam przypadków śmiertelnych z powodu grypy jest nieproporcjonalnie więcej niż u nas, bo aż 80-100 tysięcy.
W Polsce bardzo często jest tak, że grypy nie ujmuje się w statystykach, jeśli chory zmarł np. na niewydolność krążeniowo-oddechową. W przypadku COVID-19 identyfikacja jest znacznie lepsza.
Jedno jest pewne - w tym roku przypadków grypy będzie na pewno znacznie mniej - głównie dzięki zastosowaniu dystansu społecznego oraz ograniczeniom dotyczącym wychodzenia z domu. Statystyki dotyczące grypy zatrzymały się mniej więcej pod koniec lutego br., wraz z wprowadzeniem pierwszych ograniczeń.
Jakie testy na COVID-19 mamy dziś do dyspozycji?
Najbardziej rekomendowane są testy genetyczne, następnie testy immunologiczne oraz tzw. szybkie testy molekularne, które pokazują wynik już po kilkunastu minutach. Test genetyczny wygląda tak, że pobierany jest wymaz z naszej jamy nosowej, następnie trafia on do laboratorium i zwykle w ciągu kilku godzin jest wynik. Obecnie w Polsce wykonuje się od 5-6 do nawet 12 tysięcy testów na dobę - nie jest to zły wynik. Dziś te testy nie są dostępne komercyjnie, potrzebne jest zalecenie lekarza. Na dzień 16 kwietnia mamy w Polsce 300 tysięcy testów, zamówionych jest kolejnych 800 tysięcy.
Dzięki naukowcom z Poznania już niebawem będziemy też mieli własne testy - prace nad nimi właśnie trwają. Są to cisi bohaterowie, którzy od wielu lat pracują nad różnymi innymi rozwiązaniami. Te testy udało im się opracować w zaledwie 3 tygodnie. Ma być ich od 15 do nawet 20 tysięcy.
Testów powinno być jak najwięcej i powinny być one przeprowadzane u wszystkich osób, które są podejrzane o COVID-19, zwłaszcza u pracowników służby zdrowia. Powinny one też być przeprowadzane w DPS-ach, izolatoriach, tak by pomóc oddzielić osoby zdrowe od chorych.
W kontekście koronawirusa warto też wspomnieć o zespole prof. Krzysztofa Pyrcia z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który pracuje z kolei nad wynalezieniem skutecznego leku na COVID-19.
Zdarza się, że testy mogą dać wynik fałszywie dodatni lub fałszywie ujemny, zależy to od wielu czynników, m.in. od momentu przeprowadzania testu, od błędów ludzkich podczas pobierania wymazu czy jego badania w laboratorium. Ale błędy te wynikają głównie z przyczyn ludzko-techniczno-laboratoryjnych, a nie są natury np. genetycznej.
Co z testami wykrywającymi obecność przeciwciał u osób, które już przeszły COVID-19?
Tak, takie testy cały czas się wykonuje, bo bez nich nie można uznać człowieka za całkowicie zdrowego. Za ozdrowieńca uznaje się bowiem osobę, która nie ma już objawów klinicznych COVID-19, czyli nie kaszle, nie ma gorączki, ale też u której test na koronawirusa wyszedł dwa razy negatywny.
Jak wygląda sytuacja z lekiem na COVID-19 - wciąż go nie mamy?
Nie mamy jednego leku, który rozwiązałby wszystkie nasze problemy. Trudno powiedzieć, czy w ogóle będziemy go mieli. Oczywiście dobrze by było, aby taki lek przyczynowy (czyli uderzający bezpośrednio w wirusa) powstał. To bardzo skomplikowana i złożona sprawa. Różne towarzystwa na świecie (u nas Polskie Towarzystwo Lekarzy Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych) wydały zalecenia dotyczące leczenia COVID-19. Możemy w nich przeczytać o różnych sposobach leczenia pacjentów w zależności od objawów klinicznych, stanu pacjenta itd.
Wśród rekomendowanych leków są te, które już dobrze znamy z leczenia innych chorób. Takim podstawowym lekiem jest tlen wraz z respiratorem. Pozostałe to sterydy, kortykosterydy, wszelkiego rodzaju leki przeciwwirusowe.
Prace nad lekiem trwają, jak dotąd nie ma jeszcze leku przyczynowego. Jednym z rekomendowanych leków jest m.in. chlorochina.
Mówi się też o podawaniu chorym osocza ozdrowieńców. Na czym to polega?
To metoda plazmy rekonwalescencyjnej (metoda CP), która inaktywuje wirusa. Jest stosowana od wielu lat. Używano jej m.in. sto lat temu w czasie grypy hiszpanki, która zabiła co najmniej 50 mln ludzi, potem w czasie epidemii SARS, MERS, ale nie zawsze z dobrym skutkiem.
Organizm chorego, który przechodzi COVID-19, wytwarza w jego osoczu przeciwciała, które już w nim zostają. Dzięki nim dochodzi do wyzdrowienia, ale równocześnie zabezpieczają one pacjenta przed kolejną taką infekcją. Osocze może jednak zawierać różną ilość takich przeciwciał - niektórzy mają ich bardzo mało, a niektórzy bardzo dużo - nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje.
Na dziś mamy ponad 700 osób, które wyzdrowiały, które mają wynik ujemny i które zachęcamy do kontaktu z najbliższą stacją krwiodawstwa, by pomogły nam wszystkim. Nie wszyscy będą mogli oddać krew. Jedna osoba może uratować w ten sposób 2, a nawet 3 osoby, jeśli tylko ma wystarczającą liczbę przeciwciał i ma dobry stan zdrowia.
Metoda ta nie jest jednak idealna, jej skuteczność zależy nie tylko od liczby przeciwciał, ale też biorcy: jego wieku, stanu zdrowia, ale sprawdziła się ona w Chinach, Korei Południowej, Singapurze. Jest to jedna z polecanych metod.
Czy osoby, które przeszły COVID-19, mogą zachorować ponownie?
Generalnie nie, gdyż po chorobie powinniśmy mieć odpowiednią liczbę przeciwciał i być odporni na COVID-19, ale można założyć, że będzie taka grupa pacjentów, która nie wytworzy odpowiedniej liczby przeciwciał, nie wytworzy odporności indywidualnej i może zachorować ponownie. Są to jednak pojedyncze przypadki na świecie. Są badania, które udowadniają, że osoby, które wracają do szpitala po raz przebytym COVID-19, nie wracają tam z powodu tej samej choroby, lecz różnego rodzaju nadkażeń.
Jak możemy wspomóc naszą odporność? Czy powinniśmy suplementować wit. C lub D?
Wokół wit. C narosło bardzo dużo kontrowersji. Witamina C jest nam oczywiście potrzebna, ale nie w gigantycznych ilościach. Jest ona stosowana w przebiegu różnych infekcji wirusowych, ale nie jest to absolutnie żadne panaceum na COVID-19. Co więcej, nie ma danych, które by mówiły, że wit. C (obok cynku) jakoś istotnie poprawia stan zdrowia w przypadku infekcji wirusowych, więc jest to jeden z mitów. Ufajmy nauce, a nie szarlatanom.
Budowanie odporności nabytej jest procesem niezwykle złożonym, niektórzy mogą mieć zaburzenia odporności wrodzonej. Przyjmuje się, że nasza odporność kształtuje się do 11., a nawet 15. roku życia., ale jest budowana w zasadzie przez całe życie. Gdyby nie to, każde kichnięcie mogłoby nas zabić.
Więc generalnie jesteśmy odporni, ale każdy w innym stopniu, w zależności od chorób współistniejących, wrodzonych oraz nabytych zaburzeń odporności. Przykładem jest leczenie immunosupresyjne, które ma np. za zadanie utrzymanie przeszczepionego narządu. Zmniejsza ono odpowiedź immunologiczną organizmu, co może być bardzo groźne w przebiegu COVID-19.
Jeśli chodzi o wit. D3, to jest ona jednym z nielicznych suplementów, co do których środowisko lekarskie jest nastawione pozytywnie. Jest coraz więcej badań, które wskazują, że witamina ta powinna być przez nas suplementowana w naszej strefie geograficznej, nawet niezależnie od tego, czy wychodzimy z domu, czy nie. Jej dawka powinna być dobrana indywidualnie. Ale nie ma to zupełnie związku z koronawirusem.
Budowanie odporności to proces złożony, obejmuje ono:
- dużo ruchu;
- dużo snu;
- dobre żywienie - warzyw cztery razy więcej niż owoców;
- zbilansowane posiłki;
- mało złych tłuszczy, a dużo dobrych;
- najlepiej zero alkoholu i słodyczy;
- mało stresu
- leczenie chorób przewlekłych, nie tylko somatycznych, ale też psychicznych, m.in. depresji.
Mamy więc dużo do zaoferowania sobie w walce z koronawirusem. Suplementacja w jakimś stopniu też jest ważna, ale nie w takim, w jakim nam się wydaje. Wzięcie jednej tabletki nas nie uratuje.
Kilka słów na koniec. Wiele zależy od naszej samodyscypliny, determinacji - i to te drobne rzeczy, dalekie od wielkiej medycyny, znaczą teraz najwięcej. Wygramy z koronawirusem, tylko musimy być wytrwali.
Porady eksperta