Kordiana bolała głowa, aż krzyczał. Lekarz z SOR go odesłał, 23-latek zmarł
23-letni Kordian był młodym, zdrowym mężczyzną – do momentu, gdy pewnego ranka obudził się z tak bardzo silnym bólem głowy, że krzyczał z bólu. Towarzyszyły temu intensywne wymioty. Rodzice zawieźli syna na SOR, gdzie lekarz... stwierdził zatrucie i odesłał Kordiana do domu. Młody mężczyzna zmarł.
23-latek trafił na SOR, lekarz nie chciał zlecić badań
Kordian miał 23-lata, gdy obudził się z bólem głowy. - Tego dnia mieliśmy jechać na wycieczkę do Włoch, ale Kordiana tak bolała głowa, że aż krzyczał z bólu – wspomina Marlena Pikul, mama młodego mężczyzny, w rozmowie z Anną Mierzejewską, reporterką programu Uwaga! TVN.
Zamiast do Włoch, rodzina pojechała na SOR w Lęborku. Kordian nie przestawał wymiotować, ale lekarz nie zlecił dodatkowych badań, mimo że rodzina prosiła o prześwietlenie lub tomografię komputerową głowy, mając świadomość, że ten ból głowy, w połączeniu z wymiotami, jest niepokojącym objawem, że nie jest zwykłym bólem głowy.
- Na SOR-ze dostał niebieską opaskę, co oznacza najsłabszy przypadek – wyjaśniał Janusz Pikul, ojciec Kordiana. -Mama chłopaka dodaje: - Że niby praktycznie nic mu nie jest, że może czekać. (…) Lekarz przyjął go do gabinetu. Podniesionym głosem, arogancko zaczął krzyczeć, że jadł pewnie coś nieświeżego, albo może coś wypił.
Jak wspomina matka zmarłego 23-latka, Na prośbę o dodatkowe badania lekarz miał odpowiedzieć: "A po co? Przecież on jest zdrowy. Ma bardzo dobre wyniki". Jak dodał ojciec Kordiana, lekarz „jeszcze powiedział, żeby krwią nie zabryzgał podłogi”.
Kordiana wypisano z SOR-u, kilka dni później zmarł
Kordiana wypisano ze szpitala, z jakoby bakteryjnym zatruciem pokarmowym. W domu mężczyzna położył się do łóżka, a jego stan się pogorszył, oczy uciekały do tyłu, był bez kontaktu.
Wezwany zespół pogotowia przystąpił do reanimacji. Jak relacjonuje rodzina zmarłego, medycy byli zaskoczeni, że od razu po wystąpieniu objawów nie wykonano tomografii. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe zabrało Kordiana do szpitala im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku.
- Trafił do nas w stanie krytycznym. To młody chłopak, taka sytuacja mocno porusza, dołożyliśmy wszelkich starań, by go uratować. Niestety, sytuacja wyglądała fatalnie – w rozmowie z reporterką Uwagi! TVN powiedział Krzysztof Wójcikiewicz, wiceprezes ds. medycznych Szpitala im M. Kopernika w Gdańsku.
- Nie można powiedzieć, że w przypadku każdego bólu głowy z wymiotami trzeba nie wiadomo co robić, ale badanie lekarskie powinno naprowadzić lekarza na dalsze kroki diagnostyczne, które trzeba było podjąć – dodał lekarz.
- Najpierw wykonałbym badanie neurologiczne, a później badania obrazowe, jakąś tomografię komputerową. To było badanie, które stawiałoby kropkę nad i – tłumaczy Krzysztof Wójcikiewicz, chirurg ogólny, specjalista medycyny ratunkowej.
Dyrekcja szpitala odmawia komentarzy, prokuratura prowadzi dochodzenie
Tomografię wykonano w gdańskim szpitalu. Okazało się, że w komorze mózgu znajdowała się torbiel. Próbowano pomóc Kordianowi, odciągając płyny. Bez skutku. Dwa dni po operacji stwierdzono zgon. Jak podaje rodzina zmarłego, medycy z Gdańska zwracali uwagę na zaniedbanie lęborskiego szpitala.
Dyrekcja szpitala w Lęborku odmówiła komentarzy, do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę. Ustalono, poza kamerami, że lekarz, który odesłał Kordiana do domu, wciąż przyjmuje pacjentów. Zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez szpital w Lęborku, złożył przedstawiciel szpitala w Gdańsku.
- Zadecydowałem o niezwłocznym wszczęciu śledztwa i przeprowadzeniu sekcji zwłok – przekazał reporterce TVN Patryk Wegner z Prokuratury Rejonowej w Lęborku. - Do tej pory nikomu nie zostały przedstawione zarzuty (…) za wcześnie by odpowiedzieć na to pytanie. Czeka nas długie, drobiazgowe śledztwo, które z pewnością zakończy się powołaniem zespołu biegłych.
Pacjenci narzekają na lekarza
Jak się okazuje, lekarz, który odesłał Kordiana do domu, już wcześniej budził kontrowersje swoim podejściem do chorych. TVN dotarł do opinii kilkorga byłych pacjentów i ich bliskich:
- „Mi doktor powiedział wprost: "Zabierz mu [mężowi - red.] wszystkie kosztowności, które ma na sobie, bo tam, gdzie idzie, to mu się już nie przyda"
- „Trafiłem do Gdańska [po pobycie w szpitalu w Lęborku - red.] i przeżegnali się, jak mnie zobaczyli. Ważyłem 52 kg z 90. Szok, jak on mnie załatwił w trzy tygodnie. Wspomnienie tego lekarza, to trauma do końca życia”
- „Mój tata prawie miesiąc przebywał na oddziale. Brat zapytał lekarza, jak wygląda stan zdrowia taty, a ten powiedział: "Według mnie byłoby lepiej, gdyby go pan Bóg zabrał". Mam jeszcze mamę w starszym wieku i boję się, że mogę na niego trafić. Nikt nie reaguje na skargi”
Reporterka TVN próbowała skontaktować się ze wspomnianym lekarzem, który nie chciał rozmawiać. - Ile mi zapłacicie za wywiad? Ja za darmo pracować dla was nie będę – powiedział dziennikarce Uwagi! TVN.