Jeff Bridges wyznał, że chorował na chłoniaka. "Byłem gotów pożegnać się z tym światem"
"Mam wrażenie, że to był jakiś przedziwny sen, z którego wreszcie się obudziłem” – przyznał aktor w rozmowie z magazynem People. Laureat Oscara półtora roku temu zachorował na chłoniaka nieziarniczego. Niespełna rok później stan jego zdrowia diametralnie się pogorszył i to bynajmniej nie z powodu nowotworu.
Jeff Bridges to nie tylko znany amerykański aktor i producent filmowy, ale również muzyk i piosenkarz, a nawet artysta malarz. Jest też laureatem Oscara, którego otrzymał za pierwszoplanową rolę w filmie Szalone Serce. Polskiej publiczności szerzej znany jest jako gwiazdor filmu Big Lebowski.
Miał w brzuchu wielki guz
Jesienią 2020 r. aktor poinformował swoich fanów o tym, że zdiagnozowano u niego chłoniaka nieziarniczego – złośliwy nowotwór układu limfatycznego. Jak wspomina w rozmowie z People, pewnego ranka w trakcie treningu "poczuł coś niezwykłego w żołądku". Poszedł do lekarza i był zszokowany tym, co odkryto po serii badań. "Okazało się, że mam w ciele guz o wymiarach 30 na 22 centymetry. To jakby w moim ciele było dziecko. Ale nic mnie nie bolało".
Mimo że choroba wydawała się poważna, aktor uspokajał swoich fanów w mediach społecznościowych. Pisał, że czuwa nad nim zespół świetnych lekarzy, a rokowania są optymistyczne. Szybko otrzymał też chemioterapię, początkowo w formie wlewów, a następnie doustną. Guz zaczął się kurczyć. „Lekarze zdobyli koktajl, który zadziałał, i o rany, zadziałał szybko. To coś po prostu implodowało” – mówi Bridges.
W trakcie chemioterapii zachorował na COVID-19
Mimo sukcesów w leczeniu guza, w ubiegłym roku stan aktora diametralnie się pogorszył. Jak wspomina: „COVID sprawił, że rak stał się moim najmniejszym problemem”. W wywiadzie dla People aktor wyznał, że w styczniu 2021 r. zaraził się koronawirusem, co znacznie skomplikowało jego walkę z rakiem.
Otarł się wtedy o śmierć, gdyż przechodził wówczas chemioterapię, z powodu której jego odporność była znacznie osłabiona. „Mój organizm nie miał żadnych mechanizmów obronnych. To właśnie robi chemia – pozbawia cię odporności. Nie miałem jak się bronić. COVID sprawił, że rak nie był już problemem. Spędziłem prawie pięć miesięcy w szpitalu, zmagając się z potwornym bólem. Nie mogłem przewrócić się w łóżku bez pomocy pielęgniarki. Lekarze powtarzali mi: Jeff, musisz walczyć. Poddałeś się. Rzeczywiście byłem w trybie kapitulacji. Byłem gotów pożegnać się z tym światem” – wyznał w rozmowie z People.
Pomogło mu osocze ozdrowieńców
Jak przyznaje aktor, do przełomu w leczeniu doszło, kiedy otrzymał osocze rekonwalescencyjne - terapia polega na podawaniu najciężej chorującym na COVID-19 osocza wyizolowanego z krwi ozdrowieńców. „Zaczęło mi się poprawiać. Każdy kolejny dzień przynosił więcej sił i więcej nadziei, że z tego wyjdę” – wyznał Bridges. Zaczął też pracować z fizjoterapeutą trzy razy w tygodniu.
Aktor znajduje się obecnie w stanie remisji. Jak przyznaje, jest podekscytowany powrotem do pracy nad nadchodzącym dramatem The Old Man, ale najbardziej cieszy go możliwość spędzania czasu z rodziną. Walka z chorobą i otarcie się o śmierć sprawiły bowiem, że jeszcze bardziej docenił te chwile. „Prawda jest taka, że po tym, co przeszedłem, zacząłem bardziej cieszyć się życiem, doceniać otrzymywane każdego dnia miłość i wsparcie. Wszystko skończyło się najlepiej, jak tylko mogło” – podsumował Jeff Bridges.