Inni lekarze bali się wykonać ten zabieg. Łódzcy kardiolodzy uratowali życie 23-latka
Lekarze z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki dokonali tego, co innym wydawało się niemożliwe - wszczepili stenty do zwężonej i skręconej aorty płucnej mężczyzny, który od dziecka chorował na serce. To pierwszy taki zabieg w Polsce. Dzięki niemu 23-letni Mateusz z Kluczborka będzie mógł rozpocząć nowe życie.
Mężczyzna urodził się z poważną wadą serca. Pierwszą skomplikowaną operację przeszedł, mając dwa lata - wówczas lekarze zamienili miejscami pień płucny i aortę, wszczepili również "łatę", pełniącą funkcję przegrody międzykomorowej.
Dorastał pod stałą opieką kardiologiczną. W wieku 18 lat jego serce nagle stanęło - żyje dzięki kolegom i nauczycielowi, którzy podjęli się skutecznej reanimacji.
Okazało się, że jego serce jest w bardzo złej kondycji. Przeszedł kolejne zabiegi, ale mimo tego rokowania były niepomyślne. Badania ujawniły poważną komplikację - podwójne zwężenie tętnicy płucnej.
Żaden inny lekarz w Polsce nie chciał się tego podjąć
Konieczne było poszerzenie aorty płucnej - była ona zwężona w dwóch miejscach, uciskał ją stent, a dodatkowo utworzył się na niej tętniak. Ryzyko towarzyszące poszerzeniu tętnicy było ogromne - groziła pęknięciem - i żaden lekarz w Polsce nie chciał go podjąć.
W końcu zdecydował się na to prof. Tomasz Moszura z Kliniki Kardiologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. "Pacjent jest po złożonym leczeniu, ma dwie zastawki mechaniczne plus rekonstrukcję aorty wykonaną w Warszawie. Oprócz tego ma kardiowerter, ponieważ jest po nagłym zatrzymaniu krążenia. W czasie zabiegu ten kardiowerter był wyłączony i po zakończeniu ponownie uruchomiony" - powiedział w rozmowie z TVP3 Łódź.
Zabieg był bardzo skomplikowany
Kardiochirurg prof. Tomasz Moszura postanowił udrożnić tętnicę stentami. Zabieg był bardzo skomplikowany, polegał na wszczepieniu trzech stentów do zwężonej i skręconej tętnicy.
Lekarze nie otwierali klatki piersiowej pacjenta, lecz dotarli do serca przez naczynie. Jak wyjaśnił w rozmowie z TVN24, zabieg trwał około 2,5 godziny. Było ryzyko pęknięcia ściany czy uciśnięcia na protezę. "Jest to ryzyko związane z koniecznością bezpośredniego wejścia w krążenie pozaustrojowe" - tłumaczył prof. Moszura. Dlatego w pogotowiu czekał cały zespół specjalistów.
Zabieg odbył się we czwartek, pacjent czuje się dobrze i niebawem zostanie wypisany - co kilka miesięcy będzie musiał zgłaszać się na kontrole. Jak podkreśla prof. Moszura, wcześniej nikt takich zabiegów nie robił. Mateusz jest jedynym pacjentem w Polsce, u którego przeprowadzono taki zabieg.