Ekspert: Liczba zakażeń będzie spadać, jeśli spełnimy jeden warunek
Jeśli wytrwamy w nałożonych na początku listopada ograniczeniach społecznych jeszcze 2-3 tygodnie, to mamy szansę przerwać łańcuch zakażeń i – niezależnie od wykonywanych testów – liczba nowych przypadków zacznie spadać – oceniła dr Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW.
Centrum przygotowuje prognozy epidemiczne dla resortu zdrowia.
Ekspertka przypomina, że epidemia, taka jak COVID-19, potrzebuje czasu na reakcję: - Oznacza to, że w przypadku wprowadzania pewnych ograniczeń ślad po nich pojawia się tydzień, 10 dni po ich wprowadzeniu".
Jej zdaniem z takim efektem mamy do czynienia teraz, gdy pod koniec października do stacjonarnego nauczania nie wróciły starsze roczniki szkół podstawowych, a dwa tygodnie później do nauczania zdalnego dołączyli uczniowie klas I-III. Równocześnie ograniczono handel i możliwość spotkań, zamknięto instytucje kulturalne.
- Jeśli utrzymamy ten reżim sanitarny jeszcze przez 2-3 tygodnie, to przerwiemy bieżący łańcuch zakażeń. To nie oznacza, że od razu wszyscy będą zdrowi. To nie może się zdarzyć w tego typu epidemii. Zmniejszając jednak liczbę kontaktów, zmniejszymy w najbliższym czasie liczbę osób zakażonych - tłumaczy.
Dr Afelt zwraca też uwagę na to, że w takim przypadku liczba nowo wykrywanych przypadków choroby powinna się zmniejszać niezależnie od wykonywanych testów. Równocześnie wyraża nadzieję, że obecnie osiągnęliśmy "swoistą stabilizację". Polega ona na zauważalnym wyhamowaniu dobowych przyrostów zakażeń, pomimo tego, że cały czas odnotowujemy ich powyżej 20 tys. na dobę. Różnice te mogą wynosić, w zależności od dnia, nawet kilka tysięcy.
Według niej gdyby dobowe przyrosty nowych zakażeń udało się zmniejszyć do 5-10 tys., to sytuacja epidemiczna uspokoiłaby się. - Na pewien czas, 2-3 miesiące, moglibyśmy wtedy znowu mieć kontrolę nad epidemią i powrócić do zasady śledzenia kontaktów epidemicznych, zacząć kontrolować też epidemię na jej pełzającym etapie – wyjaśnia.
Dr Afelt dodaje, że wyhamowanie tego przyrostu przełożyłoby się na ograniczenie liczby zgonów, efektywniejsze wyłapywanie zagrożenia w społeczeństwie. Podkreśla też, że jeśli nie pojawi się szczepionka lub terapia powstrzymująca namnażanie wirusa, za kilka miesięcy "znowu znajdziemy się na wznoszącej krzywej zakażeń".
W jej opinii za wcześnie jest jednak mówić o tym, że populacja nabierze tzw. odporności stadnej. - Jesteśmy teraz w Polsce na etapie faktycznie 5-6 mln zachorowań. Nasza społeczność, by nabrać taką odporność, musiałaby w 50-60 proc. mieć kontakt z patogenem i przejść infekcję. Jeszcze daleko do tego. Prawdopodobnie większość z nas w ciągu 3-5 lat będzie miała kontakt z chorobą, ale najważniejsze jest to, by odbywało się to w warunkach, które zapewnią nam wyspecjalizowaną opiekę, bez konieczności selekcjonowania pacjentów" – stwierdziła.
Równocześnie ekspertka zwróciła uwagę na to, że czas w tej epidemii jest kluczowy. - Od zakażenia do ujawnienia się choroby upływa zazwyczaj kilka dni - tydzień, dwa tygodnie. W zależności od tego, w jakim jesteśmy stanie zdrowia, jakie mamy predyspozycje genetyczne, nasz organizm na patogen odpowiada drastycznie lub łagodnie – wyjaśnia.
Jej zdaniem osiągnięcie kolejnego maksimum zakażeń, do czego doszło 7 listopada (27 875 nowych przypadków), wskazuje na to, że za tydzień lub dwa tygodnie od tego momentu zwiększy się odpowiednio liczba osób potrzebujących wyspecjalizowanej opieki i sprzętu.
Ponadto zaznacza, że obecnie czekamy na to, by liczba zgonów zaczęła spadać, ale nie nastąpi to jeszcze przez kilka najbliższych tygodni. - Okres przedświąteczny może być jeszcze pod tym względem trudny. Zgony są ostatnim śladem przebiegu epidemii. Między stwierdzeniem zakażenia a zgonem może upłynąć nawet 6 tygodni, w zależności od tego, jaki jest ogólny stan pacjenta – wyjaśnia.
Resort zdrowia przekazał w piątek, że ostatniej doby zmarło z powodu koronawirusa 419 osób. Od początku epidemii zarejestrowano już 9499 zgonów. Najtragiczniejszym pod tym względem był piątek 6 listopada. Wtedy poinformowano o 445 zgonach.