Dwie śmiertelne diagnozy u taty i córki. "To druzgocące i przerażające"
Jedna choroba nowotworowa to ogromne obciążenie dla rodziny. Z perspektywy rodzica szczególnie bolesne jest cierpienie dziecka. Ten ból zna Holly, której córeczka walczyła z nowotworem. Jakby tego było mało, 43-latka w trakcie leczenia córki dowiedziała się, że na śmiertelną chorobę cierpi też jej mąż i tata małej dziewczynki.
Historię tej rodziny opowiada 43-letnia Holly, która jest mamą Mabel i żoną Richarda. Słysząc jej opowieść, od razu nasuwa się pytanie – ile nieszczęść może spotkać jedną rodzinę? Dziewczynka otrzymała diagnozę białaczki. Jeszcze w trakcie leczenia Mabel, rodzina dowiedziała się, że Richard ma guza mózgu.
Najpierw diagnoza córki, potem ojca
Po chwili radości i ekscytacji wynikającej z zakończenia leczenia ukochanej córeczki Richard musiał wrócić do swojego szpitalnego łóżka na inny oddział tego samego szpitala. Jego córka kończyła walkę z nowotworem, on tak naprawdę dopiero ją rozpoczynał, przechodząc radioterapię.
Choć był podekscytowany, z tyłu głowy wiedział o swoich rokowaniach, a te są drastyczne. Średnia długość życia po diagnozie glejaka wynosi od 12 do 18 miesięcy.
- Odkrycie, że Richard ma nieoperacyjnego guza mózgu, podczas gdy Mabel wciąż była leczona, było nie do pojęcia. Cały nasz świat po raz kolejny wywrócił się do góry nogami. Dwukrotne uderzenie raka w naszą rodzinę było druzgocące i przerażające – mówi Holly, mama Mabel i żona Richarda.
Skazany na śmierć
Richard w maju 2022 r. poczuł się źle. Otrzymał skierowanie na badanie rezonansem magnetycznym, które ujawniło guz w jego mózgu. Lekarze zdecydowali, że potrzebna jest kraniotomia. By zmniejszyć ryzyko uszkodzenia zdrowych części mózgu, musiał w trakcie zabiegu być wybudzany i rozmawiać z lekarzem.
Holly nie ukrywa, jak bardzo różne były doświadczenia walki z chorobą jej najbliższych. Nowotwór córki, choć agresywny, można skutecznie leczyć. Glejak nadal jest chorobą, która dla wielu pacjentów oznacza wyrok śmierci. Zaledwie 12 proc. wszystkich chorych żyje dłużej niż 5 lat.
Zamiast świętować zbliżający się koniec leczenia Mabel, rodzina znowu stanęła przed śmiertelnym wyzwaniem. Lekarze odebrali małżeństwu nadzieję i powiedzieli, że nie ma metod, które mogą go uratować.
- Powiedziano mu, żeby odszedł, żyjąc najlepiej, jak potrafił, mając czas, który mu pozostał – wspomina 43-latka.
Nadzieja na wyzdrowienie
Po wyczerpaniu refundowanych opcji leczenia, czyli chemioterapii i radioterapii, guz Richarda nadal rósł. Pozostawała mu jedynie opieka paliatywna. Mężczyzna nie chciał się poddać i zaakceptować rokowań, dlatego w listopadzie rozpoczął innowacyjną immunoterapię za granicą.
Ta przyniosła efekt i guz zaczął się zmniejszać. - Po raz pierwszy poczuł, że przejmuje kontrolę nad swoim leczeniem – wspomina żona Richarda.
Leczenie nie jest refundowane, a więc wiąże się z ogromnymi kosztami. Rodzina zdecydowała się założyć zbiórkę internetową, by zebrać fundusze na leczenie Richarda. - Polegamy na hojności innych osób, aby pozwolić sobie na to leczenie i uratować życie mojego męża – powiedziała Holly.