Chiny otworzyły granice, ale świat się boi. Wracają obowiązkowe testy dla podróżnych
Epidemia COVID-19 w Chinach nie zwalnia tempa. Od 1 grudnia odnotowano w tym kraju aż 100 000 zgonów, a łączna liczba zakażeń wyniosła 18,6 mln. Z tego powodu coraz więcej państw wprowadza obowiązek testowania na COVID-19 dla wszystkich podróżnych z Chin.
Od 3 lat Chiny z powodu epidemii były niemal zamkniętym krajem. 8 stycznia zostanie jednak zniesiona obowiązkowa kwarantanna dla przyjezdnych zza granicy i przywrócona zostanie swoim obywatelom możliwość międzynarodowych podróży. Niestety, wraz ze stopniowym zniesieniem polityki "Zero Covid", w Chinach gwałtownie wzrosła liczba zakażeń koronawirusem. W obawie przed rozwojem epidemii, kolejne państwa wprowadziły obowiązkowe testowanie podróżnych z tego kraju.
Wśród nich są Stany Zjednoczone, które wprowadzą obowiązek testowania podróżnych od 5 stycznia. Będzie on dotyczyć wszystkich pasażerów, nawet tych zaszczepionych. Podobne praktyki wprowadza Japonia, Tajwan, Indie i Włochy. Wszystko ze względu na to, że ponad połowa dwóch chińskich samolotów, jakie wylądowały w Lombardii, była zakażona koronawirusem.
"Wprowadziliśmy obowiązkowe testy na COVID-19 dla pacjentów przyjeżdzających z Chin. W ten sposób m. in. zbadamy, z jakimi wariantami koronawirusa mamy do czynienia i czy są one już obecne na terenie naszego kraju" - powiedział Orazio Schillaci, minister zdrowia Włoch.
Światowi eksperci obawiają się, że fala infekcji w Chinach może doprowadzić do powstawania nowych mutacji koronawirusa. "Martwią nas nowe mutacje, które tam mogą powstać" - mówi dr William Schaffner z Vanderbilt University School of Medicine.
Pacjentów przybywa, ochrona zdrowia na granicy wytrzymałości
Sytuacja w chińskich placówkach medycznych jest dramatyczna. Na oddziały intensywnej terapii trafia coraz więcej osób wymagających tlenoterapii. W szpitalach brakuje nie tylko łóżek, lecz także personelu. Lekarze, bez względu na specjalizacje, przydzielani są do oddziałów ratunkowych. Niestety, często pacjenci nie mogą się dostać do lekarza.
Pacjenci w większości z powodu braku miejsc w placówkach, próbują leczyć się na własną rękę, jednak w aptekach brakuje już środków przeciwgorączkowych i przeciwwirusowych.
Rośnie również liczba zgonów. Domy pogrzebowe nie nadążają z organizacją pochówków. Mimo to władze w Pekinie utrzymują, że mają kontrolę nad sytuacją.
Do kwietnia umrze prawie 2 mln osób?
Prognozy nie są optymistyczne. Według brytyjskiej firmy Airfinity, analizującej dane zdrowotne, do kwietnia 2023 roku w Chinach umrze 1,7 mln ludzi z powodu COVID-19.
Pierwszy szczyt zachorowań ma nastąpić 13 stycznia z liczbą 3,7 mln zakażeń dziennie. Specjaliści twierdzą, że szczyt zgonów nastąpi natomiast 23 stycznia i wyniesie ok. 25 000.
Dane te znacznie odbiegają od oficjalnych zgłaszanych zakażeń. Wszystko dlatego, że ogólnokrajowa sieć punktów testowych PCR została w większości zlikwidowana. Zamiast testowania władze Chin postawiły na zapobieganie infekcjom.
Oficjalna liczba zgonów z powodu COVID-19 w Chinach na dzień 28 grudnia od początku pandemii wyniosła 5246. Według chińskiego rządu o śmierci z powodu COVID-19 można mówić, gdy pacjent umiera z powodu niewydolności oddechowej spowodowanej w wyniku zakażenia COVID-19, z wyłączeniem zgonów z powodu innych chorób, nawet w przypadku uzyskania pozytywnego wyniku test na obecność koronawirusa.