Brałam lek na odchudzanie, schudłam 30 kilogramów. Nie popełnijcie tych błędów, co ja [LIST]
Semaglutyd, tirzepatyd – nazwy tych substancji czynnych już od pewnego czasu budzą wśród Polaków sporo emocji. Powód jest prosty: chociaż są zarejestrowane do leczenia cukrzycy, pomagają również schudnąć. Zdaniem części specjalistów zajmujących się leczeniem otyłości mogą być ratunkiem dla osób chorujących na otyłość – ale tylko, jeśli są stosowane w odpowiedni sposób i pod kontrolą lekarza. Ale w praktyce wiele osób stosuje je bez nadzoru, co ma swoje konsekwencje. Jakie? Swoje doświadczenia z jednym z leków z tej grupy opisała nasza czytelniczka Katarzyna.
To był poniedziałek, końcówka pandemii, ale wszyscy nadal pozamykani w domach. Łatwo wtedy wymyśla się problemy, które nie istnieją, ale też podejmuje decyzje, które mogą coś zmienić w życiu. Tak było w moim przypadku. Wstałam, spojrzałam w lustro, stanęłam na wadze. I już wiedziałam – to ta chwila. Jeśli dziś nie zacznę czegoś zmieniać, to przy wzroście 164 cm już zawsze będę ważyła około setki, albo nawet i więcej.
Błąd pierwszy – dobry lekarz, ale nie ta specjalizacja
To, że tyle ważyłam, nie było dla mnie zaskoczeniem, bo w mojej rodzinie wszyscy w pewnej chwili tyle ważą. Mamy skłonności genetyczne do cukrzycy i chorób tarczycy. Dlatego w pierwszej kolejności poszłam się przebadać i okazało się, że mam już stan przedcukrzycowy. Mój lekarz rodzinny ucieszył się, że to nie cukrzyca. Ale kazał mi schudnąć, już po raz kolejny zresztą. Tym razem nie zalecił mi jednak diety. - Są na rynku nowe, skuteczne leki. Drogie, miesięczna kuracja to kilkaset złotych. Ale mam pacjentów, którzy schudli na nich nawet 25 kilogramów.
Tym mnie przekonał, bo mniej więcej tyle miałam do zrzucenia. Z gabinetu wyszłam z receptą, żegnana słowami lekarza „jak będzie coś nie tak, to niech pani zadzwoni”. Z perspektywy czasu widzę, że to był najpoważniejszy błąd. Od samego początku powinnam być po opieką lekarza zajmującego się leczeniem otyłości lub diabetologa.
Błąd drugi – brak nadzoru specjalisty
Przez pierwsze dwa miesiące brałam najniższą dawkę - kompletnie bez efektu. „Coś” ruszyło się dopiero w trzecim miesiącu, po wejściu na wagę okazało się, że ubyło mi pięć kilogramów.
Dalej już poszło jak z płatka, kolejne miesiące przynosiły dalszą utratę wagi. Pięć, siedem, piętnaście kilo mniej – to było coś! Cała kuracja trwała dokładnie rok. W tym czasie schudłam ponad 30 kilogramów, co zdaniem mojego lekarza było absolutnym rekordem wśród jego pacjentów.
Mój błąd? Zamiast regularnie odwiedzać lekarza, umawiałam się na teleporady, gdy kończyła się recepta. Przez cały ten czas byłam więc praktycznie poza kontrolą specjalisty. Domyślam się, że w takiej samej sytuacji są wszystkie te osoby, które załatwiają sobie, a potem przedłużają, receptę przez internet.
Błąd trzeci – nie badałam się
Po roku ważyłam upragnione 65 kilogramów, nosiłam rozmiar 38, czasem 40 i z przyjemnością patrzyłam w lustro. Ale pojawił się problem: włosy wychodziły mi garściami, zupełnie jak po ciąży. W ten sposób ujawniły się skutki jednego z działań leku, jakim jest utrata apetytu. Nie przyszło mi do głowy, że skoro jem niewiele, a w zasadzie to muszę wmuszać w siebie posiłki, to najprędzej ucierpią na tym właśnie włosy. By tego uniknąć, powinnam zapewne robić badania i w razie stwierdzenia niedoborów wspierać się suplementami.
Od chwili zakończenia kuracji minęło już sporo czasu, ale włosów nadal mam znacznie mniej niż wcześniej, chociaż coś jakby zaczęło się ruszać. Lekarz uprzedził mnie jednak, że o bujnej czuprynie to raczej mogę już zapomnieć.
Błąd czwarty – za szybko odstawiłam lek
W międzyczasie leki z semaglutydem stały się bardzo popularne. Tak bardzo, że przestały być dostępne. Gdy realizowałam kolejną receptę, znajoma farmaceutka uprzedziła mnie, że za miesiąc, dwa, leku może nie być. I tak się faktycznie stało.
Nie przejęłam się tym faktem specjalnie, bo kończyłam kurację - z dawki 1 mg zeszłam na 0,5 mg, zgodnie ze schematem czekały mnie jeszcze dwa miesiące na najniższej dawce. Leku jednak nie było, dlatego zakończyłam kurację – a to dla organizmu okazało się szokiem. Odczułam go jednak dopiero kilka miesięcy później, niestety w najgorszy z możliwych sposobów.
Błąd piąty – nie zmieniłam trybu życia
Szybkie odstawienie leku w moim przypadku poskutkowało gwałtownym wzrostem apetytu. Dosłownie, mogłam jeść od rana do wieczora, bo cały czas byłam głodna. Apetyt na słodycze wrócił ze zdwojoną siłą. Widząc czekoladę, nie byłam w stanie się powstrzymać, a lody mogłam jeść litrami. Kilogramy zaczęły wracać, a ja znalazłam się w całkiem sporej grupie osób, które po kuracji wracają do swojej pierwotnej masy ciała z powodu swoich własnych błędów.
Nie byłoby takiej tragedii, gdybym odstawiała lek stopniowo, ale też gdybym czas kuracji wykorzystała na zwiększenie aktywności fizycznej. Z perspektywy czasu widzę, że decydując się na taką kurację, nie wolno polegać tylko na leku. Trzeba zadbać o odpowiednią dawkę ruchu w tygodniu, a przede wszystkim trzeba być pod opieką lekarza.
Nazwisko do wiadomości redakcji. Publikowany poniżej list opiera się na doświadczeniach naszej czytelniczki i zawiera wyłącznie jej osobiste refleksje. Zapraszamy do dzielenia się swoimi historiami. Na wasze emaile czekamy pod adresem [email protected]